14 pytań do autora

14 pytań do autora: Piotr Rozmus

2 czerwca 2017
Piotr Rozmus
Fot. Mirosław Korkus
Jeśli śledzicie mój blog w miarę regularnie, zapewne wiecie, że w ostatnich miesiącach wędruję głównie szlakiem polskiej literatury. W ostatnim czasie poznałam wielu wspaniałych autorów, których książki dostarczyły mi niezapomnianych wrażeń. Jednym z nich jest Piotr Rozmus. Twórca Bestii, PrzebudzeniaKompleksu Boga. Urodził się w 1983 w Szczecinku, jest absolwentem doradztwa psychospołecznego, socjologii stosowanej oraz profilaktyki społecznej i resocjalizacji. Jego książek nie da się łatwo skategoryzować – są bowiem osobliwą mieszanką thrillera, kryminału i horroru. Dziś mam dla was kilka(naście) smacznych kąsków dotyczących Piotra Rozmusa. Nie dajcie się prosić, rzućcie okiem na wywiad i poznajcie bliżej tego fantastycznego autora.

1. Pana dorobek literacki liczy jak na razie trzy książki. „Bestię”, „Kompleks Boga” i „Przebudzenie” pokochało wielu czytelników. Ja również! Proszę zatem wybaczyć, że naszą rozmowę zacznę od pytania… Kiedy następna? Ile będą musieli zaczekać fani pańskiej twórczości na kolejną wciągającą opowieść? 

Już pracuję nad kolejną powieścią i myślę, że mogę powiedzieć, że jestem mniej więcej w jednej trzeciej drogi, jeśli chodzi o jej pierwszą wersję. Zawsze tworzę co najmniej dwie, trzy wersje powieści. Tak było z „Bestią”, „Kompleksem Boga”, który nawiasem mówiąc kosztował mnie najwięcej pracy, i „Przebudzeniem”. W zasadzie pierwsza wersja opowiadanej historii jest zrozumiała tylko dla mnie, wiele w niej niedociągnięć, którymi specjalnie się nie przejmuję, bo bardzo chcę dotrzeć do finału, by samemu poznać ostateczne zakończenie. Druga wersja mogłaby już trafić do rąk Czytelnika i zazwyczaj trafia do mojej żony i siostry. Wiele wątków dopisuję, część usuwam. Trzecia, ostateczna to wersja wygładzona, w moim odczuciu najlepsza, na jaką mnie stać. 
Powieść, którą piszę obecnie, to kryminał mafijny, a jego akcję osadziłem w Szczecinie oraz po części w Świnoujściu i Sztokholmie. Przyznam szczerze, że temat, z którym się mierzę, nie jest najłatwiejszy i bardzo odbiega od tego wszystkiego, do czego zdążyłem przyzwyczaić swoich Czytelników. Próżno tu szukać mocy nadprzyrodzonych jak w „Przebudzeniu” chociażby, które mimo wszystko zawierało w sobie elementy kryminalne. Tutaj zło ma charakter bardzo fizyczny, namacalny. Mam nadzieję, że uda mi się sprostać wymaganiom Czytelników i zabrać Ich w kolejną mroczną podróż. Planuję powieść ukończyć w tym roku i bardzo chciałbym, aby na rynku pojawiła się w pierwszym kwartale 2018.
2. Zatem z niecierpliwością czekam na kolejną książkę! Wspomniał Pan, że „Kompleks Boga” kosztował Pana najwięcej pracy, a tematyka nowej powieści również nie należy do najłatwiejszych. Czy to ze względu na brak zjawisk nadprzyrodzonych? Czy pisanie o rzeczach magicznych, metafizycznych przychodzi Panu łatwiej? 
Chyba można zaryzykować takie stwierdzenie (śmiech). Muszę jednak przyznać, że mimo, iż kocham pisać, to bez względu na gatunek, jest to mozolny i niesamowicie trudny proces. Kiedy „Przebudzenie” zmierzało do finału nieźle się napociłem. Pisząc kryminał stąpam po dość grząskim gruncie i bardzo możliwe, że będzie to jednorazowa przygoda. Ta forma wymaga chyba najwięcej pracy związanej z researchem, a ja najbardziej lubię moment, kiedy po prostu mogę puścić wodze fantazji i rzeczy poniekąd dzieją się same. Zdecydowanie bliższy mojemu sercu jest thriller, taki jak chociażby „Kompleks Boga” i, szczerze powiedziawszy, mam dwa wstępne pomysły na kolejne powieści. Napisanie kryminału to swego rodzaju próba sił. Moja żona twierdzi, że byłbym w stanie napisać wszystko, nie wykluczając romansu i bajek dla dzieci. Chciałem się przekonać czy ma rację. Bez względu jednak na gatunek, zawsze w moich powieściach najważniejsza będzie dla mnie psychologizacja postaci. Okej, sama historia jest istotna, miejsce akcji, stawka, sposób opowiadania, ale dla mnie priorytet stanowią bohaterowie. Muszą być „jacyś”, muszą być prawdziwi, mieć przeszłość, marzenia, problemy i obawy. Muszą być tacy jak ja czy Pani, aby później Czytelnik mógł się z nimi utożsamić, kiedy wreszcie przyjdzie im się zmierzyć z niebezpieczeństwem czekającym na nich na kolejnych kartach powieści.

3. Jako czytelnik przyznam Panu rację. Dla mnie bohaterowie są bardzo ważnym elementem powieści. Skoro już rozmawiamy o trudach pisania – jak wygląda u Pana praca twórcza „od kuchni”? Pisze Pan w domu, w kawiarni, a może gdzieś na łonie natury? Działa Pan według grafiku? Jak godzi Pan pisanie z innymi zajęciami? 
Zdecydowanie najlepiej pisze mi się w domu, za zamkniętymi drzwiami, lub gdziekolwiek, byle w odosobnieniu. Wymarzone miejsce to moja pracownia, kubek dobrej kawy, komputer i czas… dużo czasu. Zdarzało mi się już jednak pisać w różnych miejscach, np. na uczelnianym korytarzu, kiedy czekałem, aż żona skończy zajęcia, w samochodzie, pociągu czy… na plaży. Znaczna część „Kompleksu Boga” przeszła jedną ze swoich metamorfoz na plaży w Jastarni. Siedziałem na leżaku, skryty pod parasolem, ze stopami zagrzebanymi w gorącym piachu, ale moja wyobraźnia przeniosła mnie do zimnych cel, w których zamknąłem swoich bohaterów. 
Jeżeli chodzi o mój grafik, to w tej kwestii jestem dość zdyscyplinowany i staram się siadać do komputera systematycznie, mimo iż pisanie łączę z pracą zawodową. Staram się robić to codziennie, ale kiedy życie toczy się swoim zwariowanym rytmem, „w praniu” wychodzi różnie. Najwięcej czasu mam na pisanie w weekendy i zawsze próbuję planować je w ten sposób, aby zarówno w sobotę, jak i w niedzielę zasiąść do komputera na co najmniej kilka godzin. Nawet, gdy jestem zmęczony, mam mało czasu lub najzwyczajniej w świecie mi się nie chce, otwieram komputer, aby dopisać chociaż parę zdań albo przeczytać, lub ewentualnie poprawić coś, co napisałem dnia poprzedniego. Strasznie nie lubię, gdy rozbrat z pisaniem trwa dłużej, niż to konieczne. Zawsze potrzebuję wtedy czasu, aby „wgryźć się” w historię na nowo, zrzucić rdzę. Nie cierpię tego uczucia. Najchętniej od pisania zaczynałbym każdy swój dzień. Pisałby więcej i lepiej. Nie tracę nadziei, że kiedyś tak się właśnie stanie.

4. Życzę Panu, aby tak się kiedyś stało. Nie ukrywam, że również dlatego, by móc czytać więcej pańskich książek (śmiech). Pisanie wymaga olbrzymiej wyobraźni, której Panu nie brakuje. Gdzie szuka Pan inspiracji? 
W zasadzie mogę powiedzieć, że pomysły pojawiają się same, przychodzą nieproszone. Często jest tak, że wyobraźnia podsuwa mi jakiś obraz, który jest punktem zaczepienia do stworzenia fabuły. Stephen King nazywał go końcem sznurka wystającym z mgły. Ja też mam swój sznurek i zwijając go dowiaduję się, co skrywa niewiadome, co będzie dalej, jak potoczy się cała historia. Inspiracje mnie otaczają i domagają się uwagi. Nie można oczywiście zapomnieć o stekach przeczytanych książek i obejrzanych filmów, jednak zdecydowanie największą inspiracją jest samo życie. Często obdarzam swoich bohaterów aparycją bądź cechami charakteru ludzi, których kiedyś spotkałem. Tak było chociażby w przypadku Krystiana Głowackiego, jednego z bohaterów „Kompleksu Boga”. Może trudno mówić tu o alter ego w sensie stricte, niemniej znałem kiedyś człowieka, który w pewnym sensie przypominał Krystiana. Tak jak on czerpał przyjemność z samego faktu zdobywania kolejnych kobiet, nie potrafił się ustatkować, a jego dewizą były drogie ciuchy i markowe zegarki. Pisarz musi być dobrym obserwatorem. Wystarczy postać w kolejce w banku, markecie czy u lekarza obserwując zachowania ludzi, a nie wiedzieć kiedy rodzi się wstępny zarys kolejnej powieści. 
Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się zrobić skrupulatnego planu. „Bestia” powstała zupełnie spontanicznie. Przy „Kompleksie Boga” sporządziłem kilkanaście wstępnych podpunktów i zabrałem się do pracy. Podobnie było z „Przebudzeniem”, aczkolwiek tu, paradoksalnie, któregoś wieczora w mojej głowie pojawiła się wizja zakończenia całej historii. Wiem, że niektórzy pisarze leżą całymi dniami wpatrując się w sufit i nie siadają do pracy, zanim nie obmyślą kompletnej fabuły. Potem robią plan i rozpisują każdą scenę. Ja tak nie potrafię. Sam jestem pierwszym czytelnikiem własnych powieści i często nie wiem, co będzie dalej. Uważam, że to jest właśnie fascynujące. Magia, której sam do końca nie rozumiem.

5. Proszę wyobrazić sobie taką sytuację, może odrobinę absurdalną: dostaje Pan dożywotni zakaz pisania. Jak widzi Pan swoje dalsze życie w takich okolicznościach? 
Mimo, iż uważam, że mam bujną wyobraźnię, raczej wolę nie wyobrażać sobie takiego scenariusza (śmiech). Uwielbiam pisać i pisanie stało się bardzo ważną częścią mojego życia. To ogromna pasja, ale nie jedyna w moim życiu. Gdybym faktycznie stracił umiejętność opowiadania historii, albo jakimś cudem by mi tego zabroniono, to prawdopodobnie zająłbym się czymś innym. Najpewniej byłby to sport, który zawsze odgrywał w moim życiu niesamowicie ważną rolę. Od lat ćwiczę w siłowni. Uprawiałem amatorsko boks. Miałbym wówczas na to więcej czasu i właśnie „na sportowo” chciałbym w jakiś sposób przejść proces żałoby, która niewątpliwie byłaby wynikiem dożywotniego rozstania z pisaniem. 
Być może zacząłbym rysować. Jeszcze jako dzieciak, zanim zacząłem pisać, rysowałem komiksy. To też przecież forma opowiadania historii, tyle że graficzna. Na pewno znalazłbym jakiś substytut.
6. Za komiksami nie przepadam… ale taki Pańskiego autorstwa obejrzałabym na bank! A zastanawiał się Pan kiedyś nad stworzeniem książki w innym gatunku, niż thriller czy kryminał? Książka dla dzieci? Fantastyka? 
Raczej na bajkę dla dzieci się nie skuszę (śmiech). Ale kto wie, może jak sam zostanę ojcem, napiszę coś dla moich dzieci? Obawiam się jednak, że pokusa uczynienia z niej horroru może być zbyt duża. Już oczami wyobraźni widzę ciemny las, do którego mała dziewczynka wybrała się na jagody… Nie, to zdecydowanie nie jest dobry pomysł i pewnie moje dziecko zamiast usnąć, nie spałoby przez kilka nocy. 
Pierwsze moje opowiadania i powieści, które pisywałem jako dzieciak, wzorowane były na przygodach Conana Barbarzyńcy R.E. Howarda. Stworzyłem postać podobną do słynnego Cymeryjczyka i wymyślałem najróżniejsze historie, przelewając je na papier i stukając w klawisze starej maszyny, którą dostałem od taty. Taki sam bohater pojawił się na komiksowych kartkach. Tuż po „Bestii” przeszła mi przez głowę myśl, że może powinienem zabrać się za fantasy „na poważnie” i gatunkowi poświęcić choć jedną powieść w moim życiu. Ostatecznie jednak odrzuciłem ten pomysł i zabrałem się za „Kompleks Boga”. Być może jeszcze kiedyś do niego wrócę, ale nawet jeśli tak się stanie, będzie to jedynie epizod, jednorazowa przygoda. 
7. Gdyby jednak zdecydował się Pan napisać kiedyś książkę dla dzieci, będę pamiętać, żeby dokładnie sprawdzić jej treść, zanim zaserwuję ją swoim latoroślom (śmiech). Proszę zdradzić tytuły kilku książek, czytanych w przeszłości lub całkiem niedawno, które zrobiły na Panu największe wrażenie. 
Jakiś czas temu wręcz pochłonąłem trylogię Bernarda Miniera, francuskiego pisarza, który powołał do życia komendanta Martina Servaz. „Bielszy odcień śmierci”, „Krąg” i „Nie gaś światła” sprawiły, że zniknąłem na dwa tygodnie. Rewelacyjne powieści, które mogę polecić z czystym sumieniem. Rozczarowała mnie niestety ostatnia z powieści autora „Paskudna historia”, który nie wiedzieć czemu zdecydował się przenieść akcję na amerykańską ziemię. Giorgio Faletti swoimi „Ja zabijam” oraz „Prawda ukryta w oczach” również sprawił, że całkowicie straciłem kontakt z rzeczywistością. Pamiętam, że bardzo podobała mi się „Próba sił” Cathy Cash Spellman.
8. Czytałam książkę „Ja zabijam” – niezwykle wciągająca lektura! Jednak większość wymienionych przez Pana tytułów mam do nadrobienia. A czy jest jakaś książka, po którą nigdy Pan nie sięgnie (a przynajmniej dobrowolnie)? 
Ciężko mi sobie teraz przypomnieć jakiś tytuł, ale myślę, że każdy z nas miał w życiu taki moment, kiedy odkładał na półkę rozpoczętą książkę. Nie chcę robić kolegom po piórze złej reklamy (śmiech). Powiem tylko, że kiedyś żona mi poleciła bardzo znaną powieść polskiego autora, który specjalizuje się w literaturze kobiecej. Powiedziała, że powinienem przeczytać, bowiem wiele mógłbym się nauczyć na temat kobiet. Wiedza wielce przydatna zarówno dla każdego pisarza, jak i… mężczyzny. Niestety odłożyłem ją po 30 stronach. Nie mogłem przebrnąć… chociaż bardzo się starałem (śmiech).
9. Czyli Pana żona uważa, że nie ma Pan dostatecznej wiedzy na temat kobiet (śmiech)? Dlaczego? 
Aż tak źle chyba nie jest (śmiech), chociaż nie przypadkowo mówi się, że Wy, drogie panie, pochodzicie z Wenus, a my z Marsa. Czasami trudno Was zrozumieć, ale ja znam swoją żonę od czwartej klasy szkoły podstawowej i raczej nic nie jest już w stanie mnie zaskoczyć. Myślę, że Ola po prostu chciała podzielić się ze mną książką, która wywarła na niej tak duży wpływ z nadzieją, że we mnie wywoła ona podobne emocje. Nic z tego. Strasznie się wynudziłem. Ale to wszystko przecież kwestia gustów, a o tych się nie dyskutuje. Być może ktoś tak reaguje na moje powieści? Odkłada je na bok i mówi: „To nie dla mnie….”. To wspaniałe, że świat literatury jest tak bogaty, że każdy może znaleźć coś dla siebie, przeżywać wszystkie te historie na swój własny sposób, odwiedzać najróżniejsze miejsca w swojej wyobraźni nie wychodząc z domu. 

10. Też często podkładam mężowi pod nos książki, które mnie zachwyciły. I, niestety, czasem pudłuję. Dlatego trudno się z Panem nie zgodzić – bogactwo świata literatury to cudowna sprawa. A skoro już wspomniał Pan o podróżach… Czy jest takie miejsce, w które bardzo chciałby Pan dotrzeć, ale nie tylko za pośrednictwem książek? 
W zasadzie muszę przyznać, że jestem domatorem i bardzo lubię odpoczywać w zaciszu własnego mieszkania. Od pięknego parku i szczecineckiego jeziora dzieli mnie właściwie sto metrów i to wszystko, co potrzebne jest mi do szczęścia. Gdyby nie moja żona, która uwielbia egzotyczne podróże, pewnie w ogóle bym nie ruszał się z miasta czy kraju. Kiedy już jednak dam się namówić i przetrwam niedogodności kilkudziesięciogodzinnego lotu to zazwyczaj jestem szczęśliwy. Niemniej, wyciągnięcie mnie z domu to nie lada wyzwanie, które musi być skrupulatnie zaplanowane, a same „podchody” muszą zacząć się z wielotygodniowym wyprzedzeniem (śmiech). Jest wiele pięknych zakątków, które chciałbym zobaczyć. Ostatnio wraz z żoną zwiedziliśmy Indonezję. 
11. Jest Pan domatorem, rozumiem. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej… A uważa Pan siebie za samotnika, czy raczej za duszę towarzystwa? 
Uwielbiam towarzystwo, szczególnie ważnych dla mnie osób, czyli rodziny i przyjaciół. Jednak tak jak każdy człowiek, potrzebuję też czasu wyłącznie dla siebie. Kiedy brakuje mi go na realizację swoich pasji, chodzę rozdrażniony (śmiech). Czasami, jak każdy, mam gorsze dni i wtedy zapraszanie gości nie jest dobrym pomysłem. Biegnę na siłownię, aby dać upust złości i wylewam siódme poty czekając na zbawienne oddziaływanie endorfin.
12. Wspomniał Pan wcześniej, że uprawiał amatorsko boks. Celowo nie podjełam wcześniej tego wątku, najpierw chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o Panu. Wydaje się Pan spokojnym i ciepłym człowiekiem, zupełnie bym Pana nie „posądzała” o tego typu sport (śmiech). Co Pana w nim pociągało? Czego nauczyło? Czy wyniósł Pan jakąś cenną lekcję z treningów? 
Być może „uprawiałem amatorsko boks” to za dużo powiedziane. Kiedy pracowałem na statku, trenowaliśmy z chłopakami „po godzinach”. Naszym trenerem był jeden z ochroniarzy, emerytowany policjant i wciąż aktywny zawodnik. Przy okazji pozdrawiam Darka serdecznie. Bardzo brakuje mi naszych wspólnych treningów. Sport sam w sobie zawsze był dla mnie niesamowicie istotny. Kiedyś grałem w piłkę, a podczas studiów zacząłem rozglądać się za sportem indywidualnym i tak padło na sporty siłowe. Pobiegłem do najbliższego fitness klubu i moja fascynacja siłownią właściwie trwa do dziś. Nigdy nie miałem aspiracji, aby osiągnąć rozmiary kulturysty (śmiech), ponieważ po pierwsze raczej nie dysponuję idealną genetyką, a po drugie nie interesowała mnie „ciemna strona” tego sportu, czyli nielegalne wspomaganie, które stało się powszechne. Przyznam też otwarcie, że ciężko byłoby mi poradzić sobie z drakońską dietą. Natomiast ten sport zaoferował mi o wiele więcej, z czego ja czerpałem całymi garściami. Po pierwsze pomagał odreagować, poprawiał samopoczucie i przede wszystkim uczył dyscypliny i konsekwencji, którą potem przeniosłem na inne sfery swojego życia, w tym również na pisanie. Sukces to w głównej mierzej kwestia cierpliwości i nieustępliwości w dążeniu do celu. Jedyna osoba, która może nas powstrzymać przed jego osiągnięciem to ta, którą każdego dnia widzimy w lustrze. Aktualnie ćwiczę w zaciszu własnego garażu, gdzie przez lata zgromadziłem wszystkie niezbędne sprzęty.
13. Kogo Pan widzi spoglądając w lustro? Jaki jest mężczyzna, który patrzy na Pana ze szklanego odbicia? Jaki ma charakter, plany, marzenia? Co lubi, a czego nie? 
To zależy o której godzinie spoglądam w to lustro. Jeżeli z samego rana, to zazwyczaj widzę człowieka, który jak najszybciej chciałby się znaleźć z powrotem w łóżku (śmiech). Nie znoszę wstawać wcześnie, ponieważ zazwyczaj dość późno chodzę spać. Ale tak całkiem serio, zerkając w lustro snuję plan na dzień, który właśnie rozpoczynam. Myślę już o tym, co zrobię, kiedy wrócę do domu. Jakie obowiązki mnie czekają i w jaki sposób wygospodarować czas na trening i pisanie. Zdecydowanie nie znoszę sytuacji, kiedy jakiś wewnętrzny głos mi podpowiada: Dzisiaj na pewno nie dasz rady ani popisać, ani poćwiczyć, bo musisz zrobić to i jeszcze tamto, no i nie zapomnij pojechać tam… (śmiech). 
Jaki mam charakter? Trudno jest mówić o sobie. W oczach większości jestem oazą spokoju. I chyba tak jest w rzeczywistości. Chociaż… jeżeli już komuś uda się wyprowadzić mnie z równowagi, to lecą grzmoty. Plany, marzenia? Pragnę, aby moja rodzina była zdrowa i szczęśliwa. Chcę mieć najbliższe mi osoby u swego boku najdłużej jak się da. Oczywiście marzę, aby zająć się pisaniem na pełny etat, ale już chyba o tym mówiłem? Jeżeli kiedyś każdy dzień będę mógł rozpoczynać od pisania, osiągnę swój najważniejszy cel.
14. Na koniec odrobinę zwariowane pytanie, a właściwie… zadanie. Proszę wymienić jedenaście cech charakteru i osobowości, które Pana zdaniem powinien posiadać aspirujący pisarz. 
Hmm… o rany, faktycznie niełatwe to zadanie. Tym bardziej, że samego siebie nie uważam za wzór cnót wszelakich. Nie wiem czy uda mi się wymienić aż jedenaście, ale spróbuję. Aspirujący pisarz powinien być: 
  • cierpliwy;
  • zdyscyplinowany; 
  • konsekwentny; 
  • spostrzegawczy – powinien być dobrym obserwatorem; 
  • wrażliwy; 
  • empatyczny – zdolność do współodczuwania jest niezwykle istotna przy opisywaniu losów poszczególnych bohaterów;
  • pracowity;
  • w pewnym sensie powinien go cechować zdrowy egoizm, zwłaszcza jeśli chodzi o gospodarowanie własnym czasem;
  • musi mieć niezłą wyobraźnię i pozwalać jej „dochodzić do głosu” nawet w najmniej odpowiednich momentach. Czasami zdarza się, że do głowy wpadnie mi jakiś pomysł sprowokowany czy zainspirowany zaobserwowaną rzeczywistością i… reszta dzieje się sama. Mogę być na spotkaniu, ktoś może coś do mnie mówić, przytakuję głową, ale tak naprawdę jestem już w zupełnie innym miejscu; 
  • wytrwały; 
  • fajnie, gdyby umiał całkowicie odciąć się od rzeczywistości – niezwykle pożyteczna umiejętność, która pozwala pisać w każdym miejscu. Mnie osobiście tego brakuje. Najlepiej pisze mi się w zaciszu własnego domu.
No, chyba się udało… mamy jedenaście (śmiech). 
Cóż, dotarliśmy do końca wywiadu. Bardzo Panu dziękuję za ciekawą i niezwykle inspirującą rozmowę, a także za dużą otwartość i wyczerpujące odpowiedzi. Cieszę się, że zgodził się Pan uchylić przed czytelnikami drzwi do swojego świata. Życzę sukcesów na polu zawodowym oraz w życiu prywatnym. Z niecierpliwością czekam na kolejne książki, które wyjdą spod Pańskiego pióra. 
Również bardzo dziękuję. Było mi bardzo miło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *