Wielu miłośników literatury z pewnością czasem marzy, by pracować w otoczeniu książek. Na przykład w bibliotece. Nie ma w tym nic złego. To zrozumiałe, że człowiek pragnie rozwijać swoje pasje i robić w życiu to, co lubi. Pytanie tylko, co się stanie, jeśli hobby zmieni się w regularną pracę. Czy nadal będziemy czerpać z tego taką samą przyjemność? Czy istnieje coś takiego jak „praca marzeń”? Od niemal dwóch lat zajmuję się korektą tekstów. Mogę „zarabiać na czytaniu”, hurra! Ale wierzcie mi lub nie – ta pozornie idealna fucha ma swoje wady. Poznajcie zatem blaski i cienie pracy korektora z perspektywy książkoholika.
Korektor czyta mniej
Tak, tak! Wbrew pozorom korektor wcale nie czyta dużo. Lektura książki w ramach zlecenia to zupełnie coś innego niż przyjemny wieczór spędzony pod kocem z powieścią w dłoni i kubkiem ciepłej herbaty w pobliżu. Godziny spędzone na wpatrywaniu się w ekran, wnikliwym śledzeniu tekstu i wprowadzaniu niezbędnych poprawek ciężko porównać z czytaniem dla przyjemności. Na pracę z tekstem literackim trzeba poświęcić zdecydowanie więcej czasu, a przecież doba trwa tyle samo i dla zwykłego czytelnika, i dla korektora.
Korektor nie zawsze czyta to, co lubi
No właśnie… To nie jest tak, że korektor zawsze dostaje do poprawy to, co chce. Skakałabym z radości, gdyby trafiały do mnie tylko i wyłącznie książki ulubionego gatunku. Niestety nie ma tak dobrze. Czasem trzeba spiąć pośladki i zagłębić się w tekst, którego tematyka znacznie wykracza poza obszar zainteresowań. W takich przypadkach przydają się zapałki, by utrzymać powieki na swoim miejscu, porządny zapas kofeiny, a także wielkie pokłady cierpliwości i samozaparcia.
Do korektora mało kto pisze
Oj, tak… Korektor nie ma co liczyć na długie rozmowy prowadzone za pośrednictwem komunikatorów. Znajomi unikają ich jak ognia, ograniczając się tylko do minimum. A jeśli już zdarzy się, że muszą napisać dłuższą wiadomość, zwykle zaczynają od… „z góry przepraszam za błędy”. A czasem od „z góry pszepraszam za błendy”. Tradycyjnych listów korektor też raczej nie dostaje zbyt wielu, chyba że pani z banku przygotowała akurat niesamowicie atrakcyjną ofertę kredytową. A przecież nie ma ludzi nieomylnych! Korektor doskonale zdaje sobie z tego sprawę. W kwestii potknięć językowych wykazuje się więc spokojem – wszak to dla niego dowód, że na brak zleceń narzekać nie będzie.
Korektor tryska zdrowiem
Dlaczego? A dlatego, że śmiech to zdrowie. Poprawia kondycję organizmu, odstresowuje, wzmacnia układ odpornościowy. Kiedy człowiek się śmieje, głębiej oddycha, a to wpływa na lepsze dotlenienie mózgu i całego organizmu. A korektor śmieje się często. Czasem jest to głośny śmiech przeponowy, a czasem stłumiony chichot. Nigdy natomiast nie oznacza on pogardy ani uciechy z czyjejś porażki. Niestety nie każdy chce w to wierzyć. A poczucie humoru jest po prostu wpisane w ten zawód, inaczej byłoby nudno.
Korektor ma co kolekcjonować
Nowe doświadczenia na przykład. Referencje, rekomendacje od zleceniodawców. Porażki i sukcesy. Ale nie tylko! Może też kolekcjonować książki, których korektą się zajmował. Jego imię i nazwisko trafia do stopki redakcyjnej, a później domowa biblioteczka aż ugina się pod ciężarem tych wszystkich egzemplarzy ustawionych w centralnym punkcie. One tam stoją i dumnie prężą grzbiety, czekając na gorszy dzień korektora. Wystarczy zerknąć na taką kolekcję, a nastrój i samoocena od razu szybują w górę.
Nie ma dowcipów o korektorach
Są tylko takie o redaktorach. Uff, korektor póki co może spać spokojnie! Chyba że dostał pilne zlecenie na wczoraj.
Podsumowanie
Tak oto prezentują się blaski i cienie pracy korektora okiem książkoholika – pół żartem, pół serio. Gdybym miała zachować nieco więcej powagi, zapewne powiedziałabym, że mimo wszystko lubię tę pracę. Choć nie należy do łatwych i wcale nie jest tak idealna, jak mogłoby się wydawać, daje mi wiele satysfakcji, pozwala nieustannie się rozwijać i wzbogaca o nowe doświadczenia. Tyle że ja do poważnych osób nie należę, w końcu jestem korektorem!
Bardzo ciekawe postacie praca korektorska była zawsze moim marzeniem. Niestety niespełnionym.
Pracowałam jako korektor, ale przyznam, że właśnie to, że nie miłam więcej czasu na książki i nie trafiałam na to, co chciałam przeczytać, skutecznie ostudziły mój entuzjazm. 🙂
Skąd ja to znam… 😅
Ale ciekawie to opisałaś! Ja też marzę o tym, by w przyszłości pracować z książkami 🙂
Dziękuję i życzę Ci, aby Twoje marzenia się spełniły 😊
Podziwiam – ja nie mam totalnie głowy do przecinków, itp ;).
Tak sobie myślę, ze zgłębiać się w tekst, który nas nie interesuje, albo który jest napisany nielubianym przez nas stylem, musi być bardzo trudne. Natomiast praca nad inspirującymi i przyjemnie napisanymi tekstami, to zupełnie co innego. Pozdrawiam serdecznie!