bookolaż

BOOKOLAŻ – Współlokatorka? Nigdy w życiu!

20 czerwca 2017
bookolaz, wspollokatorka
Pamiętam dzień, w którym zdecydowałam się przyjąć po swój dach Lokatorkę. Miał to być Najpiękniejszy dzień mojego życia! Wiadomo, dodatkowy zastrzyk gotówki za wynajem, pomoc w utrzymaniu porządku w mieszkaniu… Takie okazje nie trafiają się codziennie. Dziś myślę: I całe szczęście! Mam wrażenie (no dobra, wiem to na pewno ☺), że moja Decyzja była nieprzemyślana, a ja – zwyczajnie naiwna. Prawdę powiedziawszy, gdybym teraz stała przed podobnym Dylematem, to zamiast zastrzyku gotówki wolałabym już dostać Zastrzyk śmierci. Przynajmniej nie musiałabym się użerać z jakąś wredną małpą! 

Pierwszym Grzechem Genowefy było gadulstwo. Ach, co to była za Papla! Często zastanawiałam się, czy ona w ogóle wie, że buzię da się zamknąć. Po kilku miesiącach byłam pewna, że nie ma o tym zielonego pojęcia. A ja musiałam żyć dalej, bogatsza o milion cennych Informacji. Na przykład Dlaczego zebry nie mają wrzodów albo jak Muchy chodzą po mózgu. No naprawdę… ręce i nogi opadały.
Druga przypadłość współlokatorki dotyczyła gości… Genia miała ich jednocześnie trzech lub czterech i żaden nie wiedział o istnieniu pozostałych. Moja rola była prosta – miałam nikomu nie wspominać, jaka jest Niewygodna prawda. Oczywiście niewygodna nie była dla samej Genowefy, której półka już uginała się pod ciężarem kolejnych łupów. Wtedy właśnie pomyślałam sobie, że Gorzej być nie może
A jednak! Ciśnienie porządnie mi skoczyło, kiedy Genia w nowiutkiej wykładzinie w przedpokoju zrobiła dziurę. Butem, a dokładnie szpilką na dziesięciocentymetrowym, metalowym obcasie. Po tym incydencie miałam ochotę zadać jej Do trzech razy śmierć, ale się powstrzymałam. W więzieniu byłoby mi trudno żyć zgodnie z obranym motto. Carpe Diem czy jakoś tak. Za kratkami przecież wszystkie dni wyglądają tak samo. Bez sensu.
Przyszedł jednak taki moment, kiedy moja niechęć do Genowefy osiągnęła Apogeum. Któregoś dnia otworzyłam swoją Szafę z nadzieją znalezienia tam czegoś sensownego do odziania na randkę. Nie zdążyłam jednak wyobrazić sobie miny ukochanego na widok mojej kreacji… I słusznie, bo do spotkania nie doszło! Genia skutecznie unieszkodliwiła mnie za pomocą ciężkiej, metalowej deski do prasowania, która wypadła z szafy wprost na moją stopę. Kiedy mój mały palec zmieniał Barwy z czerwonego na fioletowy, a wreszcie siny, sypałam w przestrzeń wiązanką mocno niecenzuralnych Słów. Do dziś nie mam pojęcia, co strzeliło tej małpie do głowy, by wkładać deskę do szafy w ten sposób. Wiem za to, ile wulgaryzmów zdołały usłyszeć Sąsiadki – po tym zdarzeniu długo jeszcze miały to wypisane na twarzach. Tamtego Feralnego poniedziałku długo nie zapomnę. Żeby dotrzeć do postoju taksówek, skakałam na jednej nodze przez całe osiedle w centrum Warszawy. Dla wielu stanowiłam lepszą atrakcję niż pokaz sztucznych ogni na Placu Defilad. Na pogotowiu dowiedziałam się, że palec jest pęknięty, gipsu nie ma co zakładać, a ból może utrzymywać się nawet kilka tygodni. Cudownie! 
Genowefa potrzebowała cudu, by nie stać się ofiarą Zabójstwa z premedytacją. Ponieważ cudów nie przewidywałam, postanowiłam po prostu okazać jej miłosierdzie. Niech dziewczyna wie, czym jest Cudowna moc miłości. Zamiast siekierą w łeb, dostała termin wyprowadzki, do którego musiała się dostosować. A kiedy ten dzień wreszcie nadszedł, pożegnałam ją trzema słowami: Do zobaczenia nigdy
Oczywiście w myślach… Chociaż myślę, że to bez znaczenia, bo wyraz mojej twarzy nie pozostawiał wątpliwości. Nigdy więcej współlokatorek! A wy? Mieliście kiedyś współlokatora? Przeżył?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *