Non classé

„Pikantnie po włosku” – Gosia Lisińska

Przez na 20 maja 2019
Pikantnie po włosku, Gosia Lisińska
Pierwszy tom serii „Miłość w Tychach” bardzo przypadł mi do gustu. Autorka zaskoczyła mnie sporą dawką humoru i lekkim, pełnym świeżości klimatem. Nic więc dziwnego, że bez zastanowienia sięgnęłam po kontynuację. Czy Pikantnie po włosku dostarcza równie pozytywnych wrażeń? Cóż, muszę przyznać, że jestem rozdarta w swoich odczuciach i trudno mi wystawić jednoznaczną opinię. Z jednej strony czuję lekkie rozczarowanie, z drugiej zaś zadowolenie i pewnego rodzaju błogostan. Już dawno żadna książka nie wprawiła mnie w taką konsternację.

Magda Lisowska, najlepsza przyjaciółka Karoliny, nie miała w życiu łatwo. Skomplikowane dzieciństwo, mocno nadszarpnięte relacje z matką, wszystko to wywarło na nią ogromny wpływ. Teraz ma 25 lat i pracuje w jednej z tychowskich firm. Dokładnie tam, gdzie Karo i… przystojny Roberto. Magda wzdycha do włoskiego szefa równie mocno, co reszta kobiet w korporacji. I pewnego wieczoru zbieg okoliczności zaprowadza tych dwoje do łóżka. Następnego dnia Roberto oznajmia młodej kobiecie, że pełna namiętności noc była pomyłką. Magda jest załamana, wściekła i nie ukrywa swojego rozczarowania. A przystojny Włoch postanawia naprawić swój błąd. Od tej chwili między dwójką bohaterów iskrzy, że aż strach. Jak potoczą się ich losy? Czy biurowy romans może przerodzić się w coś więcej?

Ta książka jest jak mieszanka wybuchowa – autorka serwuje czytelnikowi potężną dawkę namiętności okraszoną mnóstwem dobrego humoru. Przyznam, że jeszcze nie spotkałam się z tak zabawnym romansem. Tutaj erotyzm miesza się z komizmem, niekiedy całkowicie i znienacka ustępując mu miejsca. Autorka niejako bawi się z odbiorcą w kotka i myszkę, rozpalając jego zmysły, by za chwilę ostudzić, a może raczej przeobrazić te doznania w inne – przy pomocy zabawnej sceny czy dialogu.
To właśnie specyficzne połączenie komedii i romansu wprawiło mnie w niemałe zakłopotanie. Pikantnie po włosku przypomina coś w rodzaju groteski, gdzie elementy przeciwstawne przeplatają się ze sobą. Figlarność i zmysłowość pod jednym szyldem. Z jednej strony podobało mi się to, z drugiej – nieustannie otaczała mnie atmosfera dziwności, może nawet absurdu. Wszystko przez kreację głównej postaci. Magda jest na swój sposób urocza, ale odnoszę wrażenie, że stanowi pewnego rodzaju karykaturę. Nie mam pojęcia, czy to celowy zabieg autorki, czy nie… Uważam jednak, że niektóre cechy charakteru bohaterki zostały wyolbrzymione, przez co powieść niebezpiecznie zbliżyła się do tych z gatunku satyry. Nadmierna kokieteria, sposób myślenia, wyrażania się i niektóre zachowania  Magdy (czasem wręcz infantylne) zamiast bawić, przyprawiają o zawrót głowy.

Kreacja pozostałych bohaterów wypada znacznie lepiej. Roberto jest równie pocieszny, co mały bratanek Karoliny – czasem nieporadny i niepewny, czasem czuły i łagodny, a czasem pełen temperamentu. Prawdziwa burza w szklance wody. W relacjach z Magdą to właśnie on malował szeroki uśmiech na mojej twarzy. Jan, Marek i Jolka, choć nie pojawiają się aż tak często na pierwszym planie, też wzbudzają sympatię. Nawet jeśli pewne wydarzenia z ich udziałem wydają się nieprawdopodobne, nierealne – w końcu to tylko powieść. W książkach wszystko jest możliwe.

Książka wzbudziła we mnie mieszane uczucia, ale nie brakuje również tych pozytywnych. Na szczególną uwagę zasługuje więź Magdy z ojcem, niezwykła, pełna miłości i rodzicielskiej troski. Nic, tylko pozazdrościć! Ich rozmowy dodają uroku całej powieści, roztaczając nad czytelnikiem atmosferę życzliwości i wesołości. Wpisany w relacje Magdy i Marka humor słowny i sytuacyjny okazuje się strzałem w dziesiątkę. Podobnie jak w przypadku Czarka, pociesznego pięciolatka, którego i tym razem nie zabrakło na kartach powieści. Wiele emocji wywołują losy Jana, samotnego ojca, u którego na horyzoncie życia nieoczekiwanie pojawia się jego eks, matka Cezarego. Ciekawy jest również wątek dotyczący Jolki, matki głównej bohaterki, i przemiany, jaka w niej zachodzi po wielu latach. Porusza, skłania do różnych refleksji, uzmysławia czytelnikowi, że czasami trzeba zabłądzić, by odnaleźć właściwą drogę.
Pikantnie po włosku odrobinę mnie rozczarowało. Kiedy porównuję ze sobą oba tomy cyklu, to dochodzę do wniosku, że pierwszy bardziej przypadł mi do gustu. Druga część jest po prostu inna. Wciągająca, zabawna, ale i momentami zaskakująca, wprawiająca w zdumienie. Nadal jednak może stanowić całkiem przyjemną odskocznię od szarej rzeczywistości. Polecam ją miłośnikom lekkich, zabawnych historii, którzy lubią połączenie zmysłowego romansu i komizmu w książkach. 

KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ, ILE KOTWIC PRZYZNAJĘ TEJ KSIĄŻCE

  • Tytuł: Pikantnie po włosku
  • Autor: Gosia Lisińska
  • Wydawnictwo: Inanna
  • Rok wydania: 2019
  • Liczba stron: 300
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Inanna.

Czytaj Dalej

Non classé

Majowe zapowiedzi Wydawnictwa Psychoskok

Przez na 16 maja 2017
majowe zapowiedzi, wydawnictwo psychoskok
Za nami już połowa maja… Odrobinę spóźniona (mam nadzieję, że mi wybaczycie) podrzucam wam majowe premiery Wydawnictwa Psychoskok. Muszę przyznać, że większość z nich wzbudziła moje niemałe zainteresowanie. Zdaję sobie sprawę, że opisy książek czasem bywają mylące. Nie zawsze oddają jak należy treść książki. Jednak mam cichą nadzieję, że w tym wypadku będzie inaczej. Bo zapowiada się naprawdę smakowita i pełna różnorodnych smaków uczta książkowa. Jestem ciekawa, czy wśród tych wszystkich pozycji znajdziecie coś dla siebie ☺.

1. Miłość do trawy – Michał Krupa (premiera 15.05.2017)

O tej książce wspominałam już kilkakrotnie, również przy okazji kwietniowych zapowiedzi. Przypomnę, że objęłam ją patronatem medialnym. Jednak nie to jest powodem, dla którego polecam wam ten tytuł. To po prostu kawał porządnej lektury! Niesamowicie wciągający i zmuszający do refleksji. Na blogu znajdziecie  przedpremierową recenzję Miłości do trawy

2. Dziura – Stanisław Kuczkowski (premiera 29.05.2017)

Nie wiem, co mogło by zachęcać do przeczytania Dziury. Przedstawione tam wydarzenia są proste! Nie ma kryminalnych zagadek, porywających dramatów, zdrad i katastrof… Robiący karierę biznesmen ma wypadek! Znajduje się nagle w zagadkowej przestrzeni. Uparcie czyni starania, aby opanować zadziwiające konsekwencje i powstałe niedogodności. Poznaje ciekawych ludzi konsekwentnie realizujących swoje wymarzone cele. Spotyka niespodziewanie dziewczynę… Czy może się coś zmienić w jego życiu? Tę spokojną, realistyczną opowieść relacjonuje starszy Pan, o pięknym imieniu Krzysztof. Z uwagi na wiek, może sobie pozwolić na pewne fantazjowanie. Przy okazji korzysta z możliwości, aby do opowieści wplatać nieliczne osobiste, zapisane dawno refleksje, czasem listy, opisy snów, młodzieńcze pomysły literackie… I trochę opowiedzieć o sobie, i o żonie Elżbiecie – artystce! Jakby przypominając, po ponad pięćdziesięciu latach wspólnego życia, losy bohaterów romantycznej opowieści Mijanie czasu.

3. Przygody Wiki – Tadeusz Grubecki (premiera 09.05.2017)

Kolejna książeczka dla najmłodszych czytelników autorstwa Tadeusza Grubeckiego, w której mała Wiki staje się narratorką swych przeżyć. Po wizycie w ZOO, o której z wielkim zapałem opowiadała ostatnim razem, teraz przyszła kolej na odpoczynek u dziadków na działce oraz radość z okolicznej przyrody. Wiktoria zaprasza czytelników słowami:

Cześć dzieciaki, to ja – Wiki,
Na działce bycie daje wyniki…
Lat temu kilka, gdy mała byłam,
I bez placu się nudziłam –
Wtedy mój kochany dziadek,
Który ma na imię Tadek –
Rozrywkę nową mi wymyślił…
Może mu się pomysł przyśnił?

Wierszowane opowiadania bez wątpienia spodobają się młodym czytelnikom, którym ukaże się przepiękny krajobraz przyrody, jezior oraz lasów, a w kolejnych rozdziałach zabierze nas również do swojej szkoły i opowie o swojej największej umiejętności i pasji. Książeczka zainteresuje dzieci swoim prostym językiem, a forma rymowanych wierszyków wzbogaci ich ciekawość oraz pozwoli na rozwinięcie swych wyobraźni.

4. Znaki życia – Wioletta Milewska (premiera 15.05.2017)

Trzy kobiety samotne w związkach. Malwina od lat zmaga się z uzależnieniem. Brak zrozumienia ze strony bliskich i ciągłe cierpienie powodują poczucie izolacji, zaś ustawiczna walka o przetrwanie związku doprowadza kobietę do ostateczności i stawia w sytuacji podbramkowej. W końcu Malwina zdaje sobie sprawę, że istnieje tylko jedno rozsądne wyjście z dręczącej i wykańczającej ją zależności. Nie przewiduje jedna, jak drastyczne następstwa może mieć podjęta po starannym przemyśleniu decyzja. 
Sylwię coraz bardziej niepokoją objawy bólowe. Początkowo łagodzi je środkami farmaceutycznymi, wkrótce jednak okazuje się, że pigułki nie przynoszą ulgi. Gdy zwraca się do lekarza, poznaje prawdziwe oblicze polskiego systemu zdrowia. Brakuje jej również wsparcia męża, który od wyjazdu za granicę przestaje się z nią kontaktować. Kobieta postanawia osobiście wyjaśnić zagadkę jego milczenia i jedzie do niego. Tam odkrywa jego tajemnicę. 
Wiktoria ma na głowie dom i małe gospodarstwo. Choć od lat jest związana z mężczyzną, którego bardzo kocha, ten wciąż ponad związek z kobietą stawia inne zobowiązania. Kiedy do domu ma się wprowadzić Tomek z dziewczyną, Wiktoria spodziewa się odciążenia w obowiązkach. Niemal natychmiast okazuje się, jak jej oczekiwania mają się do nowej rzeczywistości. Samotność nie jest jedyną rzeczą, jaka łączy ze sobą bohaterki, a ich losy są tylko na pozór zupełnie różne.

5. Doczekać jutra – Walid Kuliński (premiera 18.05.2017)

Książka Doczekać jutra to opisane historie ludzi, których los doświadczał często bardzo brutalnie. Wszechobecna bieda i wkradające się ubóstwo spowodowało, że matka, która pozostała sama z dziećmi, bez jakichkolwiek środków do życia, nie potrafi sobie poradzić z ciężarem obowiązków. Śmierć męża i ojca jej dzieci dodatkowo wszystkich przytłacza. Najstarszy z rodzeństwa – Konrad, wiecznie bity i poniżany przeżywa prawdziwe piekło. Dwie młode dziewczyny, które bardzo wcześnie trafiają do domu dziecka, nie mogą zaakceptować warunków tam panujących, staczają się w najgorszą z możliwych dróg – narkotyki, alkohol i prostytucję. Pacjent onkologii, który pogodził się już z własnym losem, oczekuje na to, co nieuniknione, choć stara się do samego końca zachować dobre samopoczucie oraz humor. 
Autor książki, świetnie uzmysławia czytelnikowi, że każdy jest kowalem swojego losu i wybiera drogę, którą chce podążać w swoim życiu. Jednak to nie oznacza, że raz obranej ścieżki nie można już zmienić. Warto przeczytać tę książkę, choćby też dlatego, że momentami bardzo porusza, budząc w czytelniku skrajne emocje.

6. Czarny kot w walizce – Lucyna Małolepsza (premiera 31.05.2017)

Czarny kot w walizce – to trzydzieści cztery krótkie opowiadania napisane lekkim, dowcipnym językiem. Są historiami, które wydarzyły się naprawdę podczas wojaży po Polsce i świecie. Łączy je jedno – pech. Stąd w tytule czarny kot. Akcja opowiadań toczy się w Polsce, Chinach, Indiach, Portugalii, Hiszpanii, Grecji, Turcji, Gruzji, Egipcie, Chorwacji, Rosji, na Litwie, w Bułgarii i we Włoszech. 
Podróże, nieprzewidziane zwroty, łowca ulotnych chwil z wojskową przeszłością i ona – niepoprawna optymistka ciesząca się życiem zawsze i wszędzie, wbrew wszelkim przeciwnościom losu. Tego nie można przeoczyć!   

Czytaj Dalej

Non classé

Checkup – marzec 2017

Przez na 3 kwietnia 2017
checkup, marzec, 2017
Wreszcie nadszedł kwiecień i wiosna, wiosna, wiosna! Lubię to. Wszystko powraca do życia i we mnie też wstąpiły jakieś niemalże nadprzyrodzone siły. Czuję się jak różowy królik pewnej znanej marki baterii. Jak spotkacie wariatkę żwawo podskakującą na ulicy, to na pewno ja! Myślę, że ten miesiąc będzie wyjątkowo udany. A jak było w marcu? Fajnie było! Dużo się czytało i sporo chodziło ☺. Tu i tam… Bo przecież nie samym czytaniem człowiek żyje. Trzeba chwytać chwile – skubane są niezwykle ulotne. Jakie udało mi się złapać w marcu? Zapraszam was na podsumowanie.

Półka: przeczytane

Tym razem udało mi się pochłonąć siedem książek. Czyli o jedną więcej, niż w poprzednim miesiącu. Jest progres! Obawiam się jednak, że dalsze wyniki czytelnicze będą utrzymywać się na tym właśnie poziomie… chociaż, kto wie – może i osiem się uda! A lista lektur w marcu wygląda następująco:
  • Kinga Dębska – „Moje córki krowy”
  • Jacek Getner – „Pan Przypadek i celebryci”
  • Bruno Kadyna – „Metalowa Dolna”
  • Piotr Rozmus – „Przebudzenie”
  • Agnieszka Rusin – „Pokojówka na salonach”
  • Oliwia Szadkowska – „Druga strona Anioła”
  • Magdalena Trubowicz – „Drugie życie Matyldy”

Półka: bookolaż

W marcu opublikowałam drugi wpis z cyklu bookolaż. Tym razem był to efekt wspólnej akcji fejsbukowej grupy Blogi KOT. Każdy z nas miał za zadanie podjąć rozważania o pokonaniu epickiej pustki w głowie. Łącząc zatem przyjemne z pożytecznym, swoje myśli i spostrzeżenia w tym temacie opisałam za pomocą tej formy artystycznej. I (chyba) wyszło całkiem, całkiem! A jeśli się mylę, to wyprowadźcie mnie z błędu… albo i nie – decyzję pozostawiam w waszych rękach.

Półka: schwytane chwile 

W marcu po raz pierwszy oglądałam żużel na żywo! Razem z mężem zawitaliśmy na Stadionie im. Zbigniewa Podleckiego w Gdańsku. Było fantastycznie, pomimo deszczu, który jak na złość wybrał sobie ten dzień, a nie inny. Siąpił, siąpił, zupełnie jakby tam na górze ktoś dostał zapalenia pęcherza. To nic! I tak mi się podobało. Nie przypuszczałam, że kibicowanie facetom, którzy jeżdżą w kółko i skręcają w lewo, w lewo, a póżniej dla odmiany w lewo, może mi przynieść tyle frajdy! A jednak! 
W połowie marca miałam przyjemność uczestniczyć (wraz z mężusiem Halmanowym) w spotkaniu autorskim pani Anny Sakowicz. Było kameralnie, ale bardzo interesująco! Miło było posłuchać o tym, jak powstawała powieść „Już nie uciekam”. A także o tym, jak bardzo  związana jest pani Ania ze swoimi książkowymi bohaterami, skąd czerpie inspiracje i kto ją wspiera w twórczej pracy.  I skąd pomysł na Leniusiołki. Uwielbiam słuchać o życiu i doświadczeniach autorów, a tym razem to była prawdziwa kulturalna uczta!

Półka: blogerzy, którzy czują bluesa

Dokonałam również kilku ciekawych odkryć podczas buszowania w sieci. Między innymi blog Przemka – Pisane po pijaku. Pamiętam dokładnie moment, gdy jedno przypadkowe kliknięcie przeniosło mnie w to fantastyczne miejsce. Był 8 marca – czyli popularny dzień kobiet. Nie obchodzę tego święta – mąż dba o to, żebym wyjątkowo czuła się na co dzień ☺. Zwykle omijam również posty związane z tym wydarzeniem, ale tym razem samo się kliknęło… i przepadłam. Zresztą sami sprawdźcie, co na dzień kobiet przygotował Przemek.
Są takie chwile, kiedy cieszę się z przynależności do grup fejsbukowych. Tak właśnie było kilka dni temu, kiedy trafiłam na bloga Matka Hrabiny i jej wpis o obrzydliwym macierzyństwie. No nie ma bata, żeby się nie uśmiechnąć. Ba! Jestem pewna, że co po niektórzy będą się szczerzyć do monitora jak głupi do sera. I ja to naprawdę rozumiem.
Trzecim odkryciem tego miesiąca jest blog Bezcookru. Dzisiaj – to wpis, który niezwykle mnie ujął. Niesie za sobą przesłanie niby proste i oczywiste, ale zdecydowanie warte przypomnienia. Bo, tak jak wspominałam na początku, chwile są bardzo ulotne i trzeba je łapać, póki jest okazja. Koniecznie tam zajrzyjcie!

A wy? Jakie chwile udało wam się schwytać w marcu? Czego doświadczyliście i jakich dokonaliście odkryć? 

Czytaj Dalej

Non classé

Share Week 2017 – blogi, które mnie kręcą

Przez na 25 marca 2017
share week 2017


Są w internetowej przestrzeni takie miejsca, do których wracam regularnie. Nie z nudów! Nie z przyzwyczajenia! A przynajmniej nie są to główne powody ☺. Po prostu wiem, że zawsze znajdę na tych stronach coś ciekawego – co mnie zainspiruje, poruszy, rozbawi, uczyni mój dzień lepszym. Dlatego gdy dowiedziałam się o akcji Andrzeja Tucholskiego z Share Weekiem, postanowiłam wziąć udział. Nie sądziłam, że wytypowanie trzech (dlaczego tylko trzech, do jasnej ciasnej!) blogów będzie aż tak trudne. Okazuje się jednak, że jestem przywiązana do znacznie większej liczby blogerów, niż początkowo zakładałam… Cóż, nie pozostaje mi zatem nic innego, jak przedstawić wam listę ulubionych blogów Halmanowej

Bookworm on the run

Paweł to chodzące (i piszące) poczucie humoru! Uwielbiam styl, jakim się posługuje przy tworzeniu wpisów – cięte riposty, żartobliwe uwagi, zaskakujące wtrącenia. Rozbraja mnie swoim sprytem i przekornością. Na wszystko ma słownego asa w rękawie! Potrafi pisać zarówno o sprawach ważnych, jak i o duperelach. Nieważne, czy jego tekst dotyczy biegania, bezpieczeństwa bloga, czy też blendera. I tak wciąga na maksa! Paweł to zdolny, inteligentny, pomysłowy i pełen pasji człowiek. Choć tematem przewodnim bloga jest bieganie, każdy znajdzie tam coś dla siebie.
CZYM KRĘCI MNIE PAWEŁ: poczuciem humoru

Maciej Wojtas

Maciej jest copywriterem, ale jakim! To szalenie pomysłowy facet, który ma milion pomysłów na minutę. I przez to… nawet minuty wolnego czasu. A przynajmniej głośno się nie chwali. Podtytuł jego bloga mówi: Inspiruję słowami. Całkowicie się z tym zgadzam! Pozwolę sobie nawet na stwierdzenie, że on tymi słowami zwyczajnie uwodzi. Jego teksty są oryginalne, kreatywne i trudno się z nimi rozstać. Dla mnie blog Maćka jest kopalnią inspiracji i dobrego humoru. 
CZYM KRĘCI MNIE MACIEJ: nieszablonowością

Czarna Skrzynka

Stronę Damiana poznałam niedawno, ale już zdążyłam bardzo się do niej przywiązać. To jest miejsce wyjątkowe, zaczarowane i jedyne w swoim rodzaju. Historie Damiana hipnotyzują i niezwykle poruszają, a czasem wręcz rozczłonkowują – albo opada kopara ze zdumienia, albo serce wyrywa się z piersi. No i ten styl… tu słowa po prostu płyną niczym rwąca rzeka. A czytelnik wraz z jej nurtem, niejednokrotnie zachłystując się celnymi uwagami i porównaniami. Blog Damiana jest lepszy, niż niejedna książka.
CZYM KRĘCI MNIE DAMIAN: głębią 

Bardzo żałuję, że do Share Week 2017 mogę nominować jedynie trzy blogi. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, bym tu, na blogu, poleciła wam pozostałe miejsca, do których jestem bardzo, ale to bardzo przywiązana. Zatem do dzieła! Lista w kolejności alfabetycznej ☺.

Wiele blogów dopiero poznaję i niewykluczone, że w przyszłym roku to one staną na moim prywatnym podium. A póki co podium należy do trzech panów ☺. Przy okazji chciałabym podziękować Damianowi z bloga Czarna Skrzynka, który bardzo mnie zaskoczył i nominował mój blog do Share Week. To bardzo miłe i motywujące! I w sumie od niego w ogóle dowiedziałam się o istnieniu tej akcji. 
Jestem ciekawa, kogo wy nominowaliście do tegorocznej edycji. A może jeszcze tego nie zrobiliście? To na co czekacie? Jutro ostatni dzień na wysyłanie zgłoszeń!

Czytaj Dalej

Non classé

Checkup – luty 2017

Przez na 4 marca 2017
checkup, luty 2017

Luty dobiegł końca i wreszcie jest już marzec! To napawa mnie ogromnym optymizmem, bo… wiosna za pasem. Nawet w powietrzu można wyczuć dużą zmianę. A od paru dni wieczorami słyszę nadlatujące żurawie, jak więc się nie cieszyć? Niemniej, luty był całkiem udanym miesiącem. Sporo się wydarzyło, nie tylko u mnie, ale i w różnych innych zakątkach blogosfery. Zapraszam na podsumowanie.

Półka: przeczytane

Zauważyłam tendencję rosnącą w kwestii przeczytanych książek… i baaaaaardzo mnie to cieszy. Nie wiem, czy to za sprawą lepszej organizacji czasu, czy po prostu trafiłam na wyjątkowo wciągające lektury, ale stało się! I tak jak w styczniu pożarłam zaledwie cztery pozycje, tak tym razem mam ich na koncie sześć:

Na marzec przewiduję jeszcze lepsze wyniki! Największym motorem napędowym jest dla mnie wciąż powiększający się stos książek. Ten sam, na widok którego mój Halmanovy mężuś łapie się za głowę ☺. Dodatkową motywacją jest nawiązanie współpracy z dwoma wydawnictwami – Videograf SAPsychoskok. Bardzo się cieszę, że zostałam przyjęta do grona blogerów – recenzentów i jest to dla mnie duże wyróżnienie.

Półka: bookolaż

W styczniu informowałam o nowym cyklu wpisów, czyli bookolażu. Miał pojawiać się na blogu raz w miesiącu, ale w lutym nie doszło do publikacji! Cóż… nie ukrywam, że zwyczajnie zabrakło mi czasu. Stworzenie takiego wpisu, który ma przysłowiowe ręce i nogi, jest nie lada wyzwaniem. Zdradzę wam jednak w tajemnicy, że prace nad bookolażem właśnie trwają, a światło dzienne ujrzy najpóźniej we wtorek – czyli 7 marca ☺. 

Półka: co w blogosferze piszczy

Nie będzie to zapewne nic nadzwyczajnego, jeśli powiem, że nie znoszę reklam. Wiele z nich irytuje mnie na potęgę! Są nudne, sztuczne i robią sieczkę z mózgu. Niektóre są tak głupie, że opadają mi nie tylko ręce, ale i wszystkie inne części ciała. Buszując w sieci trafiłam na wpis o reklamach, które nie ogłupiają u Darii z bloga Pazurem pisany. I faktycznie, są takie spoty, którym daleko do głupoty. Potrafią rozbawić, a co najważniejsze – wyróżniają się wśród tego reklamowego chłamu. 
Pozostańmy w temacie promocji – dziś chciałabym zachęcić was do udziału w pewnej akcji. 10 marca o godz. 17.00 w Siedlcach odbędzie się Koncert charytatywny – Nim zniknie. Wystąpią zespoły Cisza jak ta, Voci Cantati z repertuarem Agnieszki Osieckiej, Hades i Przyjaciele oraz grupa Młodzieży z Ośrodka Szkolno Wychowawczego w Wojnowie. Zagrają nie tylko dla nas – przybyszów, widzów, słuchaczy – ale przede wszystkim dla Renaty Orłowskiej, autorki bloga Zaniczka. Dochody będą przeznaczone na zakup wózka elektrycznego.
koncert charytatywny dla Zaniczki
Zaniczka choruje na SMA,
lecz mnóstwo siły w sercu ma.
Jak lwica walczy ze swoją chorobą,
i wsparcia udziela innym osobom.
Pomaga chorym na Alzheimera,
ludzi samotnych aktywnie wspiera.
Bloguje o trudach niepełnosprawności,
o blaskach i cieniach codzienności.
Dziś to Renacie wsparcia potrzeba,
bo nowy wózek nie spadnie z nieba!

Koszt biletu cegiełki na koncert to (minimum) 30 zł. Ta niewielka kwota może okazać się znacznie cenniejsza, bowiem na zakup wózka potrzeba 45000 zł. Zaniczkę można wspomóc również na inne sposoby, na przykład udostępniając informację o koncercie na swoim blogu czy fanpage’u. Więcej informacji znajdziecie na blogu Renaty oraz na stronie wydarzenia.
I tym optymistycznym akcentem kończę podsumowanie lutego. Wiem, wiem, tym razem mało polecajek z sieci. Obiecuję, że w marcu będzie ich więcej. Tym razem zależało mi na tym, by wyróżnić akcję organizowaną dla Renaty ☺. Miłego weekendu i owocnego miesiąca!

Czytaj Dalej

Non classé

Fitstres… Czyli jak zaczęłam przygodę z fitnessem.

Przez na 12 lutego 2017
Fitness, fitstres, cwiczenia
Po dziesięciu latach nic-nie-ćwiczenia i przesiadywania na kanapie z książką (a także z miską czitosów po lewej stronie i paczką kabanosów po prawej), nadszedł wreszcie  t e n  moment. Kiedy biegnę do tramwaju i kilkanaście minut później wciąż sapię nad głową jakiejś starszej pani. Kobieta spogląda na mnie podejrzliwie i zastanawia się, czy zejdę na zawał, jeśli nie ustąpi mi miejsca…. Kiedy próbuję podnieść upuszczony na podłogę przedmiot i dociera do mnie, że najłatwiej będzie się położyć… I wreszcie, gdy początkowa ekscytacja tak długo wyczekiwanym przybieraniem na wadze zamienia się w czarną rozpacz… Tak, to zdecydowanie ten moment. Zramolałam i coś z tym trzeba zrobić. Co tu począć, hm? A, idę na fitness! Na początek w sam raz. Ha ha, dobry żart!

Fitstres: zajęcia nr 1

Chociaż dopiero wróciłam z pracy, z entuzjazmem pakuję do torby spodnie, t-shirt, buty sportowe, i wodę. Za wodą nie przepadam, ale jak to będzie wyglądać, jeśli pojawię się na zajęciach z butelką pepsi… Dopasowanie ciuchów kolorystycznie zajmuje mi wystarczająco dużo czasu, żeby wylecieć z domu jak poparzona. 18:07, do rozpoczęcia zostało osiem minut! Leeeecę! Brnę w śniegu po łydki starając się pamiętać o oddychaniu. Po tej intensywnej rozgrzewce wparowuję do Domu Sztuki z twarzą przypominającą przejrzałego pomidora, przemierzam schody z prędkością światła i dopadam pierwszą wolną ławkę w szatni. Wreszcie łapię oddech! Przebieram się w zadumie, bo nie jestem pewna, czy mam jeszcze siłę na jakiekolwiek inne ćwiczenia. Ale cóż, jak się powiedziało a, to trzeba powiedzieć b. Zawiązuję buty (nieśpiesznie), biorę butelkę z wodą i wchodzę na salę.
Dziś aerobik z elementami tańca. Suuuper, myślę. Nie powinno być aż tak źle. Na początek rozgrzewka (znowu?!). Marsz, krążenie ramion. Ha, ale łatwizna! Pada hasło step touch. Co to jest? Aha, krok dostawny. Okej, jedziemy dalej. Double step touch łapię bez problemu. Potem step out, czyli krok z akcentem, proste! Dochodzą ręce, wciąż nadążam, chociaż zaczynam powoli tracić tempo. Słyszę V-step, rozglądam się nerwowo po sali, obserwuję i po chwili nieśmiało dołączam. Kiedy pojawiają się takie kroki jak knee up, ręce mi opadają. Dosłownie! Skupiam się już wyłącznie na nogach i na tym, żeby się całkiem nie pogubić. Co i tak nadchodzi wraz z komendami mambo, salsa, cha cha i, na sam koniec, chasse. Co to jest, do jasnego gwinta, chasse?! Moje próby opanowania tych wszystkich kroków wyglądają dość komicznie. Zapomniawszy o tym, że gra muzyka, pląsam zupełnie nie w rytm, wydając przy tym dziwne okrzyki i westchnienia. Gdyby odbywało się to w nieco innej scenerii, np. przy ognisku, można by pomyśleć, że to jakiś rodzaj rytualnych lub magicznych obrzędów. 
Po czterdziestominutowej mordędze z różnymi układami choreograficznymi zajęcia kończą się serią ćwiczeń rozciągających i uspokajających. Wzdycham, sama nie wiem, czy z ulgą, czy z obawy przed kolejnymi zajęciami. Uśmiecham się, dziękuję i ruszam do szatni. Nie mam siły się przebrać, więc na sportowe ciuchy wkładam wszystko to, w czym przyszłam, i ociężałe kroki kieruję w stronę domu. Gdy już docieram do mieszkania, mierzę puls. Jakim cudem jeszcze żyję?! 
Tego dnia zasypiam jak dziecko.
cdn. 

Ciąg dalszy mojej przygody z fitnessem opiszę już niebawem, a wierzcie mi – będzie jeszcze mniej (albo bardziej) kolorowo, niż podczas pierwszych zajęć ☺. Wciąż się zastanawiam, jak to się dzieje, że jeszcze jestem cała. Ja to ja, ale współuczestniczki! To cud, że do tej pory wychodziły z sali bez żadnych obrażeń ☺.

Czytaj Dalej

Non classé

Checkup – styczeń 2017

Przez na 6 lutego 2017
checkup, podsumowanie, january

Minął styczeń. Choć przeżyłam kilka naprawdę udanych dni, to tak naprawdę… miałam stycznia po dziurki w nosie! Dwa razy byłam chora. A nie, wróć! Raz chora, a raz umierająca. Z niecierpliwością czekałam na kolejny miesiąc – i oto jest! ☺ Luty rozpoczęłam bardzo pozytywnie. Na początek otrzymałam całkiem za friko ogromny zapas pozytywnej energii. To sprawka Aleksandra Rogozińskiego, na którego spotkaniu autorskim miałam okazję gościć. Kto nie był, niech żałuje – Alek to chodzące (i niezwykle gadatliwe) poczucie humoru. ☺ No dobra, ja tu gadu gadu, a miałam podsumowywać styczeń. Zatem jak zwykle – podzielę się tym, co słychać u mnie, a także ciekawostkami wygrzebanymi w otchłani internetowej.

Półka: przeczytane

Cóż… w minionym miesiącu nie popisałam się. Mogłabym się tłumaczyć chorobą czy wyjazdem na kilka dni do rodzinnego domu. Tylko po co? W tym miesiącu mam dużo lepsze samopoczucie i moje tempo czytania wzrosło. Czuję, że uda mi się nadrobić zaległości.☺ Podsumowując: poznałam cztery polskie autorki, czterokrotnie zatopiłam się w ciekawej lekturze i za każdym razem obiecałam sobie, że jeszcze wrócę do twórczości tych pań. Na blogu pojawiły się trzy recenzje.

Półka: nowy cykl wpisów

Styczeń miał też dobre strony – wpadłam na pewien pomysł! A jak już coś przyjdzie mi do głowy, zazwyczaj to realizuję. Stworzyłam Bookolaż – krótki humorystyczny tekst, w który wplecione są tytuły książek. Pierwszy z nich nosi tytuł Czerwone gardło. Mam nadzieję, że Jo Nesbo mi wybaczy! ☺ Ponieważ odbiór był pozytywny (dziękuję wam bardzo za miłe słowa), kolejne bookolaże będą się cyklicznie pojawiać na blogu. Raz w miesiącu, coby nie przedawkować!   

Półka: śmichy-chichy w blogosferze

W styczniowym podsumowaniu mam dla was dużą porcję humoru. Jak komuś akumulatory szwankują i chciałby je podładować, to na początek polecam wpis o przekręcaniu nazw leków z bloga Mama bez recepty. Jeśli myślicie, że aptekarze mają nudną pracę, to szybko zmienicie zdanie!
Ja po przeczytaniu tego artykułu stwierdziłam, że to robota nie dla mnie – czkawka, zakwasy w brzuchu, no i nie wiem, ile by wytrzymał mój pęcherz… ☺

Na drugi ogień – Roman Sidło11 pełnych humoru faktów o nim… Wreszcie zdecydował się wziąć udział w popularnej zabawie Liebster Award! Jeśli chcecie poznać np. najprostszą metodę na szczęście, koniecznie do niego zajrzyjcie.

Cóż, nie mogę też nie wspomnieć o wpisie Dizajnucha. Przez tego faceta nie mogłam doczyścić monitora, a mężuś halmanovy pytał, czy pogotowie wzywać, bo nie mogłam złapać oddechu. Chodzi oczywiście o tekst dotyczący PMS. To ciężki czas nie tylko dla kobiety, ale także (a raczej przede wszystkim) dla mężczyzny. Trudno się nie zgodzić… ☺ Ale tego zaplutego ekranu to chyba Jackowi nie wybaczę!

Żeby nie było, że tylko panowie maja poczucie humoru, podrzucam wam również wpis Zaniczki. Dowiecie się o 10 rzeczach, za które można od niej dostać po gębie. Ten tekst budzi we mnie skrajne emocje. Z jednej strony jestem zszokowana. Ciężko mi przyjąć do świadomości, że takie zachowania w stosunku do osoby niepełnosprawnej w ogóle mają miejsce. Z drugiej – podziwiam Renatę za podejście do tematu. Jej słowa są ostre jak żyleta i niejednokrotnie wywołały uśmiech na mojej twarzy. Koniecznie tam zajrzyjcie, jeśli jeszcze nie mieliście okazji!

Na sam koniec filmik, który o czymś mi przypomniał. O tym, jak pozory mogą mylić…


Na tym kończę styczniowy Checkup. ☺ Życzę wam, drodzy czytelnicy, udanego lutego i niewyczerpanych pokładów energii. Dajcie znać w komentarzach, czy udało mi się choć w połowie naładować wasze akumulatory!

Czytaj Dalej