Non classé

Platformy e-learningowe: Darmowe kursy online

Przez na 23 lutego 2016
darmowe kursy online

Popularną ostatnio formą nauki i podnoszenia swoich kwalifikacji są kursy i szkolenia online. Jest to komfortowe rozwiązanie – nie trzeba wychodzić z domu, wszystko odbywa się za pomocą komputera z dostępem do Internetu. Oczywiście e-learning ma swoje plusy, ale też i minusy. Jednym z nich, właściwie podstawowym, jest cena. Koszty są różne – w zależności od platformy e-learningowej i tematyki kursu. Jednak w tym gąszczu płatnych szkoleń czai się również mnóstwo darmowych kursów. Najwięcej można ich znaleźć na platformach anglojęzycznych, ale są również polskie witryny oferujące dostęp do bezpłatnych szkoleń. Dzisiaj oprowadzę was po najciekawszych tego typu stronach.

Polskie platformy e-learningowe

1. Piotrkowska Platforma E-Learningowa jest dostępna dla osób zamieszkujących Piotrków Trybunalski lub Powiat Piotrkowski (trzeba podać kod pocztowy). Projekt jest współfinansowany przez Unię Europejską w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Witryna jest bardzo prosta w obsłudze, a także udostępnia samouczek w formie krótkiej prezentacji. Do wyboru jest 25 różnych szkoleń. Po ukończeniu każdego z nich istnieje możliwość pobrania certyfikatu, który możemy wydrukować.
darmowe kursy online
2. E-centra to kolejna polska platforma e-learningowa. Mamy tu jeszcze więcej kursów z różnych dziedzin, takich jak niepełnosprawność, biznes, grafika komputerowa, ECDL. Jest tutaj nawet kurs dotyczący Joomla! Na szczególną uwagę zasługuje dział dotyczący grafiki komputerowej, w którym dostępnych jest dosyć spora liczba szkoleń. Możemy tu nauczyć się obsługi programów Adobe Illustrator, Adobe Photoshop, Adobe InDesign, Adobe Flash, Adobe Dreamweaver, poznać tajniki fotografii, a nawet odbyć kurs dotyczący typografii i liternictwa. W dziale biznes czeka na nas kurs dotyczące SEO/SEM, prowadzenia firmy czy podstaw e-handlu. Wszystkie szkolenia dostępne w ramach tej platformy są darmowe. Obsługa witryny jest również bardzo prosta, intuicyjne menu i mapa strony pozwalają bezproblemowo poruszać się po całej stronie. Dodatkowo oprócz możliwości wyboru jednego szkolenia możemy zapisać się na całą ścieżkę szkoleniową.
darmowe kursy online
3. Akademia PARP to platforma edukacyjna współfinansowana przez UE w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Jest to portal skierowany głównie do małych i średnich przedsiębiorstw. Jednak z bezpłatnych szkoleń internetowych może skorzystać każdy – wystarczy podczas rejestracji zaznaczyć, że planuje się założenie własnej działalności w przyszłości. Na platformie zyskujemy dostęp do 84 różnych szkoleń. Większość z nich dotyczy różnych sfer prowadzenia firmy, np. marketingu, księgowości, podatków, ale można znaleźć sporo ciekawych i bardziej ogólnych kursów. Chociażby „Media społecznościowe w biznesie” czy „Umiejętności indywidualne – jak znaleźć w sobie motywację?”. Jest to najbardziej rozbudowana platforma ze wszystkich trzech. Oprócz samych szkoleń można tutaj również korzystać z czatu, forum dyskusyjnego, tablicy. A nawet stworzyć pracę grupową, którą później oceni przydzielony opiekun grupy. Na platformie jest również dostęp do gier szkoleniowych, psychozabaw i prezentacji o charakterze edukacyjnym.
darmowe kursy online
Jeśli znamy język angielski na tyle dobrze, żeby za jego pomocą zdobywać wiedzę i nowe umiejętności, możemy skorzystać z zagranicznych serwisów edukacyjnych. Dają one dużo większe możliwości – bezpłatnych kursów jest mnóstwo, z różnych dziedzin. Przy okazji będziemy mogli regularnie szlifować język.

Anglojęzyczne platformy e-learningowe

1. Alison.com to serwis edukacyjny, który udostępnia darmowe kursy online z różnych dziedzin. Są one opracowywane przez specjalistów z firm takich jak Google czy Microsoft. Możemy tu znaleźć nie tylko kursy językowe, ale i dotyczące zdrowia, biznesu, finansów, psychologii, a nawet przedmiotów szkolnych. Są dwa rodzaje kursów – krótsze, po których ukończeniu można uzyskać certyfikat, oraz dłuższe – wówczas otrzymujemy dyplom. Niestety certyfikaty i dyplomy można dostać jedynie po uiszczeniu opłaty. Cała platforma jest estetyczna i przejrzysta, korzysta się z niej naprawdę przyjemnie.
2. FutureLearn działa na podobnej zasadzie, co alison.com. Są tu kursy z różnych dziedzin – dotyczące biznesu, zdrowia i psychologii, prawa, literatury, środowiska, historii, sztuki, także języków obcych. Przy każdym ze szkoleń podana jest data rozpoczęcia i czas trwania, a także dzienna liczba godzin, którą należy poświęcić na naukę. Certyfikat można zamówić odpłatnie – drogą morską, wydrukowany i oprawiony. 
3. Khanacademy.org to kolejna platforma edukacyjna, która dostępna jest w wielu językach. W tym także po polsku. Niektóre kursy zawierają wideo – nagrania są wyłącznie w języku angielskim, ale niektóre szkolenia udostępniają polskie napisy. Wiele materiałów jest dostępnych w naszym rodzimym języku, dlatego warto się tutaj rozejrzeć. Serwis ten oferuje szereg różnych szkoleń w ramach różnych dziedzin. Możemy tu zdobyć przede wszystkim dużo wiedzy, niekoniecznie konkretne umiejętności przydatne w pracy. Ale przecież wiedza bardzo często przekłada się na jakość naszej pracy. Oczywiście wszystkie szkolenia są darmowe.
4. Platzi.com jest serwisem edukacyjnym oferującym kilkanaście darmowych kursów online z czterech różnych sekcji tematycznych – programowanie, design, biznses, marketing. Szkolenia zawierają wiele ciekawych materiałów wideo i tekstów. Pod poszczególnymi materiałami możemy zamieszczać komentarze. Platforma jest prosta w obsłudze, działa również na tabletach i smartfonach z Androidem 4 lub nowszym, a także na iPadzie.
5. Coursera to platforma podobna do dwóch pierwszych z tej listy. Posiada bardzo szeroką ofertę kursów, wiele z nich jest niestety płatnych, ale można znaleźć też bezpłatne szkolenia. 
6. Edx.org to serwis zawierający materiały opracowane przez uniwersytety MIT, Berkeley oraz Harvarda. Darmowe kursy dostępne w ramach tej platformy mają za zadanie poszerzać wiedzę, nie uczą konkretnych umiejętności. Nie nauczymy się tutaj programowania, ale możemy poznać np. podstawowe komponenty aplikacji na Androida czy podstawy obsługi grafiki Wiedza jest naprawdę wysokiej jakości, przekazywana w sposób profesjonalny i rzeczowy. 
Jak widać, nasze zasoby są nieco mniejsze od tych zagranicznych. To jednak nie oznacza, że są gorsze, wszystko zależy od tego, czego szukamy. Jedno jest pewne – Internet daje ogromne możliwości dla naszego rozwoju. Jeśli tylko potrafimy to umiejętnie wykorzystać. A może Wy znacie jeszcze jakieś ciekawe platformy edukacyjne, serwisy oferujące darmowe kursy online? Jeśli tak, podzielcie się w komentarzach odnośnikami ☺

Czytaj Dalej

Non classé

Drogi panie doktorze…

Przez na 21 lutego 2016
Drogi panie doktorze
Pamięta pan mojego męża? Rok temu usunął mu pan woreczek żółciowy metodą laparoskopową. Naprawdę byłam z pana dumna – kawał dobrej roboty! Blizny ładnie się zagoiły, teraz są już prawie niewidoczne, taką ma pan rękę. No, to tyle, jeśli chodzi o plusy. Co pan tak patrzy? Nie ma się co dziwić, resztę pan schrzanił, totalnie. Mąż wcale nie czuje się lepiej. Ale nie to jest najgorsze. Wie pan, co jest gorszego od bólu? Bezsilność

Podejście takich lekarzy, jak pan. Jeden pacjent odhaczony, następny proszę. I tak mija dyżuru dzień enty. Tak, tak, w nosie pan ma swoich pacjentów. Woreczki żółciowe, przegrody nosowe, zapalenia i wszelkie choroby – cieszcie się! A pacjenci strzeżcie… Wy cierpicie, a lekarz nie widzi. A raczej udaje, że nie widzi. Będzie was szprycował tabletkami, leczył skutki, zamiast przyczyn. A dlaczego? Bo jesteście nudni. Pan ma takie przypadki codziennie, prawda? Znudziło się panu, rozumiem. Ale nie rozumiem, czym się pan kierował przy wyborze kierunku studiów.
Mąż od czasu operacji był u pana kilka razy. Z powodu silnego bólu. Pierwszy raz zlecił mu pan wykonanie badań krwi i rezonans. Super, pomyśleliśmy, może coś się ruszy. Tak… za pół roku, takie terminy były na rezonans. Kiedy się doczekaliśmy, w opisie stwierdzono, że obraz w przewodach żółciowych jest niewyraźny, zasugerowano inne badanie, które umożliwiłoby dokładniejsze zbadanie dróg żółciowych. I co pan na to? Że to jest inwazyjny zabieg. Więc go pan nie wykona, skoro nie wiadomo, co pacjentowi dolega. No co za troska! Wzruszające, tylko jak inaczej zamierza pan postawić diagnozę? Nijak, okazało się za chwilę.

Proszę przyjść, jak się panu pogorszy.

Najgorsze, co można usłyszeć od lekarza. I to właśnie usłyszał mój mąż. Na jego miejscu rozszarpałabym pana na miejscu. Wybuchowa jestem, mówię panu – miał pan ogromne szczęście, że to nie byłam ja. Ha, ale to nie koniec.  Kolejna wizyta, w ręku trzyma pan wyniki badań krwi męża. Chwila oczekiwania… i jest! Kolejny dowód lekarskiej bezczelności. 

Ma pan za dobre wyniki badań krwi, żeby można było coś dalej działać.

Co to znaczy, że wyniki są za dobre, nie mam pojęcia. Wiem jedno, jest pan niewłaściwą osobą za lekarskim biurkiem. A nawet powiem to panu wprost. Żałuję, że to nie pan siedział na miejscu mojego męża. Chciałabym zobaczyć pana minę. Minę pańskich dzieci, żony, bliskich osób. Może czegoś bym się nauczyła w wyniku takiej obserwacji. Niestety, tak nie było. A szkoda. 

Trzecia wizyta. Przyszedł pan spóźniony, pewno korki na trasie między prywatną kliniką a publicznym szpitalem. Mąż był już naprawdę u kresu wytrzymałości. Ból jest silny, a do pracy trzeba iść. Wie pan, pieniądze same się nie zarobią. A nie… nie wie pan. No nic, przechodząc do rzeczy: tamtego dnia przeszedł pan samego siebie. Mąż powiedział, że ledwo daje radę w robocie. Fizyczna praca przy takich dolegliwościach nie jest łatwa. Muszę przyznać, że miał pan sporo odwagi, kwitując to w taki sposób.

Ja też muszę przychodzić do pracy chory.

I wywijał pan tą ręką na temblaku jak jakiś wariat.  Bo pan jest wariatem! Ręka na temblaku, już na pewno została dobrze opatrzona przez pana kolegów po fachu. Pan ma inny problem, dużo poważniejszy. Jest pan cholernym hipokrytą. Mówi pan, że jest lekarzem. Ale nie, nie jest pan. Lekarz stawia ludzkie zdrowie i życie na pierwszym miejscu. A pan? Myśli pan, że ja nie wiem. A ja wiem doskonale. 

– Wiesz co, może ty jesteś dla tego lekarza zbyt miły?
– Nieee, to nie to. Ostatnio nie byłem miły.
– Aha, to może jednak powinieneś być miły?
– Jak byłem miły, też nie działało.
– Kochanie, widocznie byłeś za mało miły. Następnym razem wyjmij z portfela stówę i pomachaj mu przed nosem.

Czytaj Dalej

Non classé

5 przeszkód na drodze do sukcesu

Przez na 16 lutego 2016
5 przeszkód na drodze do sukcesu

Większość z nas w głębi serca marzy o tym, by odnieść w życiu sukces. Niezależnie od tego, czy dotyczy on sfery zawodowej, rodzinnej, a może wiąże się z rozwijaniem pasji. To słowo na S czasem wydaje się nieosiągalne. Dlaczego? Bo brakuje czasu, pieniędzy, nie widać takiej możliwości… Pytanie tylko, czy to są prawdziwe przeszkody? Czy przypadkiem nie jest tak, że są to jedynie wymówki? Preteksty, które mają za zadanie przysłonić prawdziwe przeszkody na drodze do sukcesu? Myślę, że najtrudniejszą rzeczą do pokonania jest strach. Strach przed nieznanym, przed porażką, niepowodzeniem. I nasze myślenie. Ono jest murem, które często nie pozwala iść naprzód.

Chciałbym czy chcę?

Chciałbym lepiej zarabiać, mieć więcej czasu dla rodziny, wyjechać na wakacje do Hiszpanii, napisać książkę, przejechać całą Polskę na rowerze. Ile razy powtarzamy sobie słowo chciałbym? Dużo, ja myślę, że nawet bardzo dużo. Naprawdę nie wiem, po co to tak utrudniać. Tryb przypuszczający zostawmy przypuszczeniom, domysłom i bujdom na resorach. Fajnie byłoby, gdybym… tyle dokładnie znaczy to marudne chciałbym. Zero pewności, zupełny brak przekonania. Po prostu takie gdybanie. A przecież żeby osiągnąć sukces, musimy być pewni, że tego właśnie chcemy. Inaczej marzenie pozostanie marzeniem, a w życiu nic się nie zmieni. Wakacje spędzimy w najlepszym wypadku na działce, a na rowerze pojedziemy do sklepu po bułki. Tak to działa. 
Dlaczego zamiast chciałbym nie mówimy chcę? Bo tryb oznajmujący jest zbyt… no właśnie, jaki? Zbyt pewny, zbyt jednoznaczny, zbyt definitywny? Brzmi jak obietnica, zapewnienie? I oto właśnie chodzi! Kiedy czegoś chcemy, mówmy, że chcemy, a nie, że chcielibyśmy. Chcieć to być zmotywowanym do działania. Być zdecydowanym. Słowo chcę to gwarancja sukcesu. A przynajmniej gwarancja tego, że nie poddamy się na starcie. Oczywiście dążenie do celu nie zawsze jest łatwe, po drodze mogą pojawić się trudności. Ale jeśli czegoś się chce, trzeba o to trochę zawalczyć. Bez pracy nie ma kołaczy, nie jeden raz się o tym przekonałam.

5 przeszkód na drodze do sukcesu

A co, jeśli się nie uda?

To pytanie zadaje sobie chyba każdy, jeszcze przed startem. Tak prawdę mówiąc, zupełnie nie wiem, po co. To jak samemu sobie podciąć skrzydła. Chcemy coś zrobić, ale boimy się przykrych konsekwencji. Tyle tylko, że nie mamy pojęcia, co się wydarzy. Możemy stać w miejscu i gdybać o skutkach naszych decyzji. Przeżyć tak całe życie. Albo możemy działać i przekonać się na własnej skórze, czy nasze obawy były słuszne. A nawet, jeśli się okażą słuszne, to co? Przynajmniej nie będzie nudno. Zrobimy coś nowego, zdobędziemy nowe doświadczenia. Wyciągniemy wnioski z tego, co nas spotkało. Lepiej poznamy samych siebie. Będziemy mieć co wspominać na starość. To chyba lepsze, niż bezczynność. Bezczynność nie jest konstruktywna, porażka – tak.

Jesteś taki, jak twoje decyzje

To, jakie podejmujemy w życiu decyzje, świadczą o tym, jacy jesteśmy. Nie da się od tego uciec. Złodziej jest złodziejem, bo decyduje się kraść. Gdyby nie kradł, nikt nie nazwałby go złodziejem. Jeśli Bronek jest bardzo ostrożnym człowiekiem, takie też są jego decyzje. Nie stwierdzi on nagle, że znudziła mu się papierkowa robota i rzuca to w cholerę. Nie spakuje swojej torby i nie wyruszy w nieznane. Bo jest ostrożny. Zawsze wszystko musi przemyśleć, przeanalizować wszystkie za i przeciw. Ostatecznie z głową w papierkach będzie marzył o dalekich podróżach. I na tym poprzestanie. Tak jest z każdym z nas. Decyzje mają wpływ na nas, a my – na nie. Warto więc zastanowić się, jacy jesteśmy i czy faktycznie chcemy coś w swoim życiu zmienić. A jeśli tak, warto zacząć od pracy nad sobą. 
Spójrz na mnie. Kiedyś byłam nieśmiałą, zamkniętą w sobie dziewczyną. Bałam się wyrażać swoje zdanie publicznie. Nie lubiłam dzielić się swoimi przemyśleniami. Czułam się wtedy tak, jakby ktoś mnie rozbierał. Dziś czytasz moje wypociny. Możesz się ze mną zgadzać lub nie. Możesz mnie wyśmiać, skrytykować, olać. A ja nie czuję się ani trochę nieswojo. Nie czuję skrępowania, ba, nawet cieszę się, że tu jesteś. Bo podjęłam w życiu różne decyzje, zaczęłam działać. Popracowałam nad swoją nieśmiałością, stałam się bardziej otwarta. To spowodowało, że podjęłam decyzję o założeniu bloga. Nigdy bym tego nie zrobiła, gdyby nie wcześniej podjęte kroki… A teraz? Pisanie tu, w moim wirtualnym zakątku, dodaje mi jeszcze większej śmiałości. Sprawia, że coraz częściej podejmuję dyskusje w realnym życiu.

5 przeszkód na drodze do sukcesu

Planowanie drogi do sukcesu

To prawda, że pewne rzeczy warto zaplanować wcześniej. Wesele chociażby. To jednak nie jest całkiem adekwatny przykład. Bo kiedy data ślubu jest wyznaczona, to znaczy, że kawałek drogi mamy już za sobą. Trzeba było pójść załatwić formalności, złożyć dokumenty, start już za nami. I to ma sens. Inaczej jest, gdy jeszcze nawet nie ruszyliśmy z miejsca. Rozważamy, planujemy, czas mija, a my wciąż stoimy w miejscu. Inni już biegną, działają. Może nawet popełnili falstart, ale to i tak lepsze, niż rozkładać na czynniki pierwsze coś, czego się nawet nie zaczęło realizować. Zamiast tworzyć sobie w głowie plan idealny, warto po prostu zacząć działać. Na udoskonalanie tego planu przyjdzie czas później. Po drodze. Zwłaszcza, że nie mamy pojęcia, jak to wszystko potoczy się w trakcie realizacji. 
Kiedyś planowałam zakup skutera. Wyjechałam do pracy za granicę, zarobiłam niezłą sumkę. Kiedy wróciłam, długo zastanawiałam się nad modelem jednośladu. Później rozmyślałam, jak go przetransportuję do domu i kto mnie nauczy jeździć. Gdzie będę ćwiczyć, ile czasu na to poświęcę. Czy uda mi się nim dotrzeć nad morze. Nim się spostrzegłam, przyszły inne wydatki i zakup skutera zszedł na dalszy plan. Do dziś tego żałuję. 

A może to zły pomysł?

Często boimy się, jak zostanie odebrane to, co robimy. Zastanawiamy się, czy nasz pomysł nie zostanie uznany za głupi albo dziwny. To normalne, boimy się krytyki. Ale czy tylko dlatego powinniśmy rezygnować z realizacji naszych celów? 
Załóżmy, że chcemy napisać książkę. Nie, nie… załóżmy, że piszemy książkę! Thriller psychologiczny. Chcemy wypaść jak najlepiej, trafić do jak największego grona czytelników. Ale dobrze wiemy, że każdy z nich ma inne upodobania. Jeden woli powieści kryminalne, inny – biografie i książki dokumentalne. Nie wszyscy lubią to samo. I w tym tkwi sedno sprawy. Nie każdy pochwali to, co robimy. Nie każdego zachwyci końcowy efekt. Najważniejsze jest nasze wewnętrzne przekonanie, pewność, że to właśnie taką drogą chcemy podążać. Opinie ludzi trzeba uszanować, ale nie mogę być one jedynym wyznacznikiem naszego życia. 
Oczywiście, warto przyjąć krytykę, bo w dłuższej perspektywie może ona przynieść nam wiele korzyści. Spojrzymy na samych siebie z innej perspektywy. Możliwe, że coś ulepszymy, dokonamy niezbędnych poprawek. Jednak to, że zbierzemy szereg negatywnych opinii, nie oznacza, że mamy się nad sobą rozczulać i ustawać w walce. Nie, to ma nas motywować do jeszcze lepszej pracy. 
Moim zdaniem nie ma złych czy dobrych pomysłów. Pomysł po prostu się pojawia. Jest i czeka, aż podejmiemy wyzwanie. Jak piłeczka golfowa, która sama nie znajdzie się w dołku. My powinniśmy realizować każdy pomysł jak najlepiej umiemy. Żeby później nie żałować. 

Jakie jeszcze przeszkody przychodzą wam do głowy, kiedy myślicie o drodze do sukcesu? Co was motywuje, a co sprawia, że macie ochotę rzucić to w cholerę i się poddać? Podzielcie się w komentarzach waszymi doświadczeniami.

Czytaj Dalej

Non classé

W co klika twoje dziecko? Internet pamięta. A ty?

Przez na 8 lutego 2016
w co klika twoje dziecko? internet pamięta
9 lutego to Dzień Bezpiecznego Internetu. Ja też chcę zmieniać Internet na lepsze. Postanowiłam więc odpowiedzieć na apel Fundacji Ocaleni kierowany do polskiej blogosfery. Jako osoba dorosła zdaję sobie sprawę z zagrożeń, jakie wiążą się z aktywnym działaniem w sieci. Jednak nie tylko my, dorośli, surfujemy po Internecie. Coraz młodsze dzieciaki łapią za klawiatury i myszki. Młodzi nie rozstają się ze swoimi smartfonami. Bo takie są czasy. Czasy ciągłego krążenia po wirtualnym świecie. Dla dzieci surfowanie po sieci to bardzo atrakcyjna forma rozrywki. I równie niebezpieczna. Bo takie czasy… ile razy już to słyszałam. To niczego nie usprawiedliwia. Czasy są takie, jakimi je tworzymy. Wiele zależy właśnie od nas, dorosłych. Czy pomożemy młodym internautom poznać wartościową stronę Internetu. Czy pokażemy, jak mądrze korzystać z jego dobrodziejstw. Wyjaśnimy, z czym wiążą się poszczególne działania i uczulimy je na czyhające niebezpieczeństwa. 

Gry komputerowe

Wojtek ma 11 lat i dużo czasu spędza przed komputerem. Wraca ze szkoły, plecak rzuca w kąt, odpala swój sprzęcior. I gra. W Call of Duty, gdzie ekran zalewają tony krwi, a bohaterowie są torturowani i paleni żywcem. W GTA, gdzie wciela się w postać bandyty pnącego się na szczyt przestępczej kariery. A ostatnio też w Far Cry 3, bo wszyscy grają. Jako wyszkolony żołnierz eliminuje wrogów za pomocą  noża, bezlitośnie rozszarpując nim swoje ofiary. Wojtek najbardziej lubi rozgrywki sieciowe, bo są dużo bardziej ekscytujące. Można pogadać z innymi graczami… a przy okazji nauczyć się wielu nowych zwrotów pochodzących głównie z łaciny podwórkowej. 
Czy naprawdę chcesz, by twoje dziecko w ten sposób spędzało czas wolny? Nie sądzę. A jak powiem ci, że to tylko wierzchołek góry lodowej? To jedynie wstęp do tego, co czyha na dziecko surfujące po sieci. Gry komputerowe dostępne w sklepach mają odpowiednie oznaczenia (PEGI). Dzięki nim mamy większą kontrolę nad tym, co chłonie młody użytkownik z ekranu. W Internecie najczęściej żadnych oznaczeń nie ma. Jeśli pozwalasz dziecku korzystać ze stron oferujących gry online, rób to z głową. Przemocy, agresji i wulgaryzmów nie brakuje także tam. 

Strony www i poczta e-mail

 
Nie tylko gry zawierają szkodliwe treści. Tych pełno jest na różnych witrynach internetowych i forach internetowych. Materiały pornograficzne, treści erotyczne, czy te promujące rasizm, krążą wszędzie. Ostatnio popularnym wątkiem jest również autoagresja (treści promujące narkotyki, sposoby na samobójstwo czy skrajne odchudzanie). Nie czaruj się, że to nie dotyczy twojego dziecka. Wiesz, kiedy byłam w odwiedzinach na oddziale psychiatrycznym w pewnym szpitalu, widziałam sporo młodych dziewczyn. Nie szczupłych. Nie! Potwornie chudych, z podkrążonymi oczami, pustym spojrzeniem i smutkiem na twarzy. Myślisz, że jak tam trafiły? Skąd czerpały „wiedzę”, jak nie od rówieśniczek, tych realnych i tych w sieci? 
w co klika twoje dziecko? internet pamięta
Ostatnio w moim mieście dużo osób prywatnych handluje elektronicznymi papierosami za pośrednictwem pewnego popularnego portalu ogłoszeniowego. Jest darmowy i łatwo dostępny również dla osób niepełnoletnich. To powoduje, że na ulicach mijam coraz więcej nastolatków z e-papierosem w dłoni. Oni nawet się z tym nie kryją. Kto im to sprzedał – myślę. No kto? Ludzie. Dorośli ludzie. Bo ważniejsza jest kasa, nie czyste sumienie. Dlatego tak ważne jest, aby z dzieckiem rozmawiać, wykazywać zainteresowanie. Obcy ludzie nie zawsze zatroszczą się o twoją latorośl.
Zapewne korzystasz z poczty elektronicznej, więc wiesz, że czasem do skrzynki odbiorczej trafiają wiadomości reklamujące sposoby na powiększenie czy środki na potencję. Jeśli twoje dziecko też korzysta z poczty e-mailowej, warto zabezpieczyć ją przed podobnymi „nowinkami”. Mogą one bowiem stanowić zapalnik do podjęcia przez dziecko różnych działań. Dlatego istnieją różne programy filtrujące, blokujące dostęp do potencjalnie niebezpiecznych treści. Dzięki nim możemy zapewnić dziecku bezpieczne korzystanie z poczty i surfowanie po internetowych witrynach. Oczywiście same aplikacje komputerowe nie rozwiążą problemu. Ważny jest ciągły kontakt z dzieckiem, zapewnienie mu wsparcia i poczucia bliskości.

Media społecznościowe

Facebook. Instagram. Twitter. Kto ich nie zna? Sama korzystam z tych mediów. I niejednokrotnie zderzam się z sytuacjami, przez które łapię się za głowę. Nastolatki, często jeszcze młode dziewczynki, wrzucające swoje selfie na fejsa  to powszechne zjawisko. Koniecznie w bluzeczkach z dużym dekoltem, często w dwuznacznych pozach. 
Rodzice często nie mają pojęcia, co ich dzieci wstawiają do sieci. Ba! Są tacy, którzy sami „atakują” portale społecznościowe zdjęciami swoich pociech… Golasek w wannie albo kilkulatek śmigający po plaży w majteczkach. Słodkie, ale ryzykowne. Taka fotografia może być pożywką dla pedofila. Ostatnio bardzo popularne są sesje dla niemowląt. Nie mam nic przeciwko, to piękna pamiątka do rodzinnego albumu. Ale czy na pewno takie zdjęcia powinny trafić do facebookowego albumu?  Zastanów się, czy w przyszłości twoje dziecko będzie zadowolone z twoich działań. Co, jeśli rówieśnicy albo przyszły szef twojej pociechy przypadkowo trafią na zdjęcie z nocnikiem? To może być krępujące. Może być powodem przykrych żartów.
Trzeba samemu postępować rozsądnie, a później nauczyć tego swoje dziecko. Wyjaśnić, jakie mogą być konsekwencje upubliczniania swoich danych osobowych, zdjęć, filmów. Pomóc dziecku zrozumieć, że każdy czyn ma swoje konsekwencje. Skutki naszych działań nie zawsze da się odwrócić. To, co raz wyciekło do sieci, może być trudno będzie usunąć. Jeśli pozwalasz dziecku korzystać z mediów społecznościowych, to przynajmniej zadbaj o to, by stworzyć mu bezpieczny profil. Taki, który będzie chronił jego prywatność.
Media społecznościowe i komunikatory to miejsce, gdzie można się spotkać również z cyberprzemocą i sekstingiem. Zamieszczanie kompromitujących materiałów, tworzenie obraźliwych stron i profili to często spotykane zjawisko wśród nastolatków. Coraz powszechniejsze staje się przesyłanie sobie intymnych zdjęć lub filmików. Warto porozmawiać ze swoim dzieckiem o takich zachowaniach. Nauczyć je szacunku do samego siebie oraz do innych internautów. I wyjaśnić, jak postępować w takich sytuacjach.

Podsumowanie

Jak mówi tytuł wpisu – Internet pamięta. My też pamiętajmy – że bierzemy odpowiedzialność za swoje dzieci. Zatem dbajmy o to, by internetową przestrzeń wykorzystywały w jak najbardziej bezpieczny i właściwy sposób. Rozmawiajmy, edukujmy. Przecież to, czy Internet będzie przyjaznym miejscem, zależy głównie od jego użytkowników.

Czytaj Dalej

Non classé

Przekaz książkowy – Edycja #2

Przez na 7 lutego 2016
Przekaz książkowy

Minął prawie równy miesiąc od pierwszej edycji Przekazu książkowego. Dlaczego nie wziąłeś udziału, hmm? Tak tak, do ciebie mówię! No co tak patrzysz? Przecież lubisz czytać! Gdzieś tam chwaliłeś się, że czytanie cię odpręża. Pozwala oderwać się od codzienności, skłania do refleksji. Skoro tak, to wcale a wcale się nie zastanawiaj! Przecież to dla ciebie powstał ten projekt blogowy ☺ No dobra… trochę też dla mnie. Lubię się dzielić – taka już jestem. Ale czy to coś zmienia? Nie zastanawiaj się, tylko działaj! Mam nadzieję, że tym razem dasz się namówić. Książkomaniacy – do dzieła! Obudźcie swoją kreatywność i zgarnijcie przepiękną powieść Vanessy Greene „Sekretna herbaciarnia”. 

Książka opowiada o losach trzech kobiet, które są w różnym położeniu życiowym. Każda ma własne problemy, z którymi musi się zmagać. Charlie jest dziennikarką. Podejmuje się napisania artykułu o najlepszych herbaciarniach w Wielkiej Brytanii. W międzyczasie pojawia się szansa, by odbudować mocno nadszarpnięte relacje z siostrą. Kat jako samotna matka ledwo wiąże koniec z końcem. Mocno kocha swojego trzyletniego synka i aktywnie poszukuje pracy. Niespodziewanie w ich życiu pojawia się ojciec dziecka. Kobieta ma wiele obaw, które okazują się słuszne. Seraphine ukrywa przed rodziną pewną tajemnicę. Nie ma odwagi wyznać prawdy, więc decyduje się na ucieczkę. Wyjeżdża do Anglii i podejmuje pracę jako francuska aur pair. Drogi tych trzech kobiet krzyżują się u drzwi pewnej nadmorskiej herbaciarni. To początek wielkich zmian w ich życiu.
Autorka pisze o sile kobiecej przyjaźni, o pogoni za szczęściem i miłością. Powieść jest lekka, pełna ciepła i optymizmu. Momentami bardzo wzruszająca. I może brakuje odrobiny napięcia, momentu zaskoczenia. Ale cała opowieść jest naprawdę wciągająca i nie sposób się przy niej nudzić. Moim zdaniem powieść w sam raz na leniwe popołudnie.
Zatem łapcie klawiatury w dłoń! Otwórzcie umysły! W komentarzach zostawiajcie swoje zgłoszeniaPodpiszcie się swoim imieniem! Przypominam, że liczy się wasza kreatywność. Każda forma literacka jest jak najbardziej wskazana! Jury wybierze spośród wszystkich zgłoszeń jedno najbardziej pomysłowe. I mój egzemplarz trafi w nowe czytelnicze ręce ☺ Co by nie było za prosto, trzeba udzielić odpowiedzi na jedno proste pytanie:

Jakie wspomnienia lub myśli przywołuje u ciebie filiżanka herbaty?

Na wasze zgłoszenia czekam do 12 lutego (piątek) do godziny 23:59. Informacja o wytypowaniu zwycięzcy pojawi się w aktualizacji tego wpisu oraz na blogowym fanpage’u w sobotę 13 lutego. Autor zwycięskiego zgłoszenia otrzyma książkę drogą pocztową. Przesyłka zostanie nadana w ciągu 5 dni od momentu otrzymania danych do wysyłki.

O całym zamyśle projektu możecie poczytać tutaj: Nowy projekt blogowy.

Więcej informacji oraz szczegółowe zasady uczestnictwa znajdziecie w Regulaminie, z którym koniecznie się zapoznajcie. Dodanie zgłoszenia jest równoznaczne z jego akceptacją.

Aktualizacja posta 13.02.2016 – ogłoszenie zwycięzcy

Uwaga, uwaga! Autor najciekawszego zgłoszenia wybrany! Decyzja także i tym razem nie była łatwa ☺ W takich momentach człowiek żałuje, że jest jednym z członków jury… Zanim jednak ogłoszę zwycięzcę, chciałabym podziękować wszystkim Wam za udział – jest mi niezmiernie miło, że się zdecydowałyście. Mam nadzieję, że będziecie tutaj wracać na kolejne edycje przekazu! A jeszcze ich będzie tyle, że ho, ho! Dziś mam przyjemność poinformować, że „Sekretna herbaciarnia” Vanessy Greene trafi do…
Basi z bloga Pociąg do życia

Twój wpis zdobył najwięcej głosów jury, zatem wielkie gratulacje! Z całego serca życzę Ci, by czas emerytury był dla Ciebie tak przyjemny, jak żłopanie pysznej herbaty z filiżanki… albo nawet z kubka od Ikei ☺ Ale przede wszystkim, żeby Twoje całe życie było pyszne i przyjemne.

To jednak nie koniec! Autorka drugiego zgłoszenia przywołała u mnie miłe wspomnienia z dzieciństwa. To mnie bardzo urzekło! Dlatego wyróżnienie i nagrodę niespodziankę otrzymuje…

Gosia z bloga Antyterrorystka
Dziewczyny, jeszcze raz dziękuję za udział i gratuluję! A teraz czekam na Wasze dane adresowe, aby przesyłki pocztowe już wkrótce dotarły we właściwe miejsca ☺ Pozdrawiam ciepło!

Czytaj Dalej

Non classé

Gdzie znaleźć darmowe czcionki?

Przez na 31 stycznia 2016
gdzie znaleźć darmowe czcionki

Sączyłam właśnie przez słomkę mleko waniliowe z kartonika. Moją uwagę przykuła ciekawa czcionka znajdująca się na opakowaniu. I tak jedna z marek produktów mlecznych i nabiałowych natchnęła mnie do napisania tego wpisu.
Jako blogerzy wiemy (a przynajmniej powinniśmy ☺), jak ważny jest wybór odpowiedniej czcionki. Ba! Nie dotyczy to jedynie blogerów, ale również wielu innych osób działających w sieci. Dobrze dopasowana czcionka to pierwszy krok do sukcesu. Jednak na świeżo postawionym Windowsie nie mamy ich zbyt wiele do wyboru. Te zainstalowane domyślnie wraz z systemem – nie zachwycają. Nawet jeśli są estetyczne, to nie pozwalają wyróżnić się z tłumu. Oczywiście korzystając z Microsoft Office mamy w zanadrzu kilkadziesiąt dodatkowych fontów. Nie każdy jednak korzysta z Office’a, bo istnieje wiele innych, darmowych pakietów biurowych, jak choćby Libre Office czy Apache Open Office. One równie dobrze spełniają swoje zadanie. Tyle tylko, że nie uzupełniają naszej listy czcionek o kolejne pozycje. Na szczęście w sieci można znaleźć serwisy, które udostępniają całą masę fontów do zastosowań domowych i komercyjnych. 

Google Fonts

Serwis Google Fonts oferuje mnóstwo darmowych profesjonalnych czcionek. Można tu znaleźć ponad 300 fontów z polskimi znakami, a także wiele innych, międzynarodowych. Do dyspozycji mamy prostą w obsłudze wyszukiwarkę. Dzięki niej możemy odnaleźć font, znając jego nazwę. A jeśli jej nie znamy – za pomocą filtrowania szybko wyszukamy czcionki, które nas interesują. Możemy także wpisać dowolne słowo lub zdanie do okienka wyszukiwarki, by podejrzeć, jak wygląda dany krój pisma. W ten sposób szybko sprawdzimy, czy zawiera on polskie znaki, czy też nie. I ocenimy, na ile jesteśmy nim zainteresowani. Szczegółowe informacje dotyczące danego fontu uzyskamy również, gdy będziemy chcieli go pobrać – tam wyświetli się pełny zestaw znaków, jaki zawiera. Czcionki możemy pobierać na dysk i instalować. Dzięki temu dostęp do fontów będą mieć wszystkie programy, które działają na naszym Windowsie.

darmowe czcionki
Tutaj muszę wspomnieć o serwisie Netwizard, który udostępnia listę polskich czcionek zebranych z Google Fonts i aktualizuje ją na bieżąco. Możemy tu fonty przeglądać i podglądać, a także pobrać kod do umieszczenia ich na swojej witrynie internetowej (kody są dwa: do umieszczenia w kodzie html w sekcji <head> oraz ten do wstawienia w arkuszu CSS). Plusem jest to, że każdą czcionkę możemy podejrzeć w okienku z przykładowym tekstem – dość długim i pełnym polskich znaków. Widzimy zatem, jak nasz tekst będzie wyglądał w dokumencie lub na stronie www.

Font Library

Font Library również udostępnia wiele ciekawych czcionek. Wyszukiwanie nie jest skomplikowane. Na bocznym pasku możemy wybrać kategorię, język, a także rodzaj licencji. Po wybraniu odpowiednich parametrów wyszukiwania pojawia się lista czcionek. Kliknięcie na którykolwiek font z listy przenosi nas do szczegółowych informacji. Zobaczymy tam kategorię, do jakiej dana czcionka należy, autora, opis, rodzaj licencji, przykładowy tekst, tablicę znaków, a także kod do wklejenia na stronę. Czcionki można również pobierać i instalować na swoim komputerze.
gdzie znaleźć darmowe czcionki

1001 Free Fonts

Serwis 1001 Free Fonts oferuje ponad 1000 dekoracyjnych czcionek. Część z nich jest bezpłatna całkowicie, inne – gdy korzystamy  z nich na własny użytek. Za niektóre trzeba zapłacić. Informacja o rodzaju licencji jest widoczna przy każdym foncie. Czcionki są posegregowane alfabetycznie, tematycznie, a także możemy rozpocząć przeglądanie od ostatnio dodanych czy najpopularniejszych. 
Kliknięcie w dany font przenosi nas do szczegółowych informacji. Tu mamy podgląd czcionki, listę znaków, jakie zawiera, informacje o autorze i rodzaju licencji. Jest tu również informacja o rozmiarze i zawartości pliku do pobrania. Są tu również przyciski społecznościowe, dzięki którym możemy udostępnić czcionkę na Fejsie, Twitterze, czy Wykopie, albo wydrukować.
gdzie znaleźć darmowe czcionki

Czcionki.com

Tutaj z kolei mamy nasz rodzimy serwis z linkami do wyselekcjonowanych fontów obsługujących język polski. Czcionki.com jest więc pośrednikiem między autorami czcionek, a ich użytkownikami. Jak podkreślają twórcy serwisu, wszystkie czcionki są dokładnie sprawdzane pod kątem licencji. Dlatego tych kradzionych i nielegalnych raczej tu nie znajdziemy. Większość czcionek udostępnionych na stronie jest bezpłatna i do celów prywatnych i do komercyjnych. Aby znaleźć interesujące czcionki, możemy skorzystać z podziału na kategorie, lub przeglądać kolejno wszystkie fonty.

gdzie znaleźć darmowe czcionki

A z jakich serwisów Wy korzystacie? Jeśli macie swoje ulubione, koniecznie napiszcie o nich w komentarzach. Dzięki temu wspólnie stworzymy tu listę przydatnych witryn z czcionkami ☺

Czytaj Dalej

Non classé

Rozmówki małżeńskie

Przez na 25 stycznia 2016
rozmówki małżeńskie
Razem z mężem uwielbiamy się przekomarzać. Tak prawdę mówiąc, jest to nieodłączna część naszego małżeńskiego życia. Choć charaktery mamy różne, łączy nas podobne poczucie humoru. Czasami zupełnie przypadkowo zwykła rozmowa zamienia się w potyczkę słowną. Efekty są takie, że na swoim koncie mamy coraz więcej dziwnych i (mam nadzieję) odrobinę śmiesznych anegdotek. Nie wszystkie mogę tu przytoczyć ☺ Musiałabym was później pozabijać, a chyba nie chcemy pozbawiać blogosfery tylu fantastycznych autorów? Zamieszczam więc kilka dialogów, po których przeczytaniu możecie dalej cieszyć się długim i fantastycznym życiem.

Codzienność

– Kochanie, mogłabyś mi przynieść bułkę i parówkę?
– Mogłabym.
Trzy minuty później…
– Ej, kochanie, i gdzie ta parówka?
– Mówiłam, że mogłabym, a nie, że to zrobię.

Kąpiel w pianie

– Umyłabyś mi plecy?
– No dawaj.
Szuru-buru, chlastu-chlastu.
– Misiu, a od kiedy ty używasz żelu z peelingiem?
– Yyy…
– A nie! To twoje plecy są takie chropowate!

Bitwa o pilota

– Dlaczego przełączasz? Chciałam to oglądać.
– Taaaaa.
– Ej, to nie tylko twój telewizor. Kupiliśmy go razem.
– Odkurzacz też kupiliśmy razem, a tylko ty z niego korzystasz.

Daj buziaka

– Kotku, daj mi buzi.
– A fuj, dopiero co wyleczyłem poprzednie krosty.

No weź

– No proszę, weź mnie na ręce.
– Ta, jasne. 
– No weeeeź…
– To może od razu mnie zabij?

Kalkulacje

– W ogóle mi nie pomagasz.
– A kto zrobił dzisiaj pranie?
– Pralka.
– W takim razie obiad ugotowała kuchenka.

Jaka to melodia

Robert Janowski zapowiada występ Ray’a Wilsona.
– O, Ray Wilson dzisiaj będzie!
– Taaak? A kto to?
– A nie wiem.

Mam nadzieję, że wywołałam chociaż maleńki uśmiech na waszych twarzach. A właśnie! Jak to jest u was? Czy też prowadzicie takie pogawędki ze swoją drugą połówką?

Czytaj Dalej