Wielu ludzi przejawia skłonność do szufladkowania innych osób. Do postrzegania ich poprzez pryzmat pochodzenia, sytuacji materialnej, stanu zdrowia, wykształcenia czy towarzystwa, w jakim dany człowiek się obraca. Przypinają łatki – biedaka, niedorajdy, zarozumialca – jest ich całe mnóstwo. Łatwo kogoś osądzić, trudniej zastanowić się nad jego sytuacją. Poznać powody, dla których ktoś zachowuje się w ten czy inny sposób. Sama kiedyś doświadczyłam takiego zaszufladkowania, co porządnie zachwiało moją samooceną, a właściwie wgniotło ją w ziemię. Na szczęście po kilku latach poznałam kogoś, kto przywrócił mi wiarę w siebie i w swoje możliwości. Podobna historia spotyka główną bohaterkę książki Chłopak, którego nie było. Ale powieść Elżbiety Rodzeń to nie tylko opowieść o niezrozumieniu, braku akceptacji ze strony najbliższych – to również historia o miłości, przeznaczeniu, poszukiwaniu własnej drogi i spełnianiu marzeń.
O fabule słów kilka
Martyna mieszka i pracuje w nadmorskim pensjonacie. Nierozumiana, nieakceptowana i postrzegana przez innych przez pryzmat swojej choroby dziewczyna każdego dnia musi zmagać się z rodziną, a przede wszystkim z ojcem, który regularnie utwierdza ją w przekonaniu, że sama sobie nie poradzi. Coraz trudniej jest jej uwierzyć w siebie. Gdyby nie wsparcie przyjaciółki, już dawno by się poddała. Kiedy na horyzoncie pojawiają się inwestorzy zainteresowani kupnem hotelu, Martyna dostrzega szansę na zmianę swojego dotychczasowego życia i wyrwanie się z tego rodzinnego piekła. James, szef firmy, dostrzega w dziewczynie ogromny talent i potencjał, jakiego nie potrafili docenić jej najbliżsi. Przywraca jej wiarę w siebie i w to, że szczęście jest możliwe i ma do niego prawo jak każdy inny człowiek. Między tą dwójką rodzi się gorące i szczere uczucie. Jest jednak coś, co nie daje Martynie spokoju. James do złudzenia jej kogoś przypomina… Kogoś, kto był jej bardzo bliski.
Pierwsze wrażenie
Powieść przeczytałam jednym tchem, łapczywie przewracając kolejne strony. Historia Martyny zaciekawiła mnie już od samego początku, a im więcej dowiadywałam się o życiu tej dziewczyny, tym bardziej chciałam poznać dalszy ciąg wydarzeń. Lekki, subtelny, sugestywny styl autorki sprawił, że z trudem odrywałam się od lektury. Chciałam chłonąć tę opowieść dalej i dalej. Moment, w którym Martyna poznaje Jamesa, tylko wzmógł to pragnienie. Chociaż domyślałam się, jaki będzie finał całej historii, to byłam ciekawa, jak Elżbieta Rodzeń poprowadzi ku niemu swoich bohaterów. Przez co będą musieli przejść, by wreszcie odpocząć w cieniu szczęścia.
Tyle razy słyszałam, że nie jestem wiele warta, że chyba już w to wierzyłam.
Co na plus?
Bardzo podobał mi się pomysł na fabułę. I chociaż nie wierzę, by wszystkie opisane w książce zdarzenia mogły mieć miejsce w prawdziwym życiu, to czuję się miło zaskoczona. Autorka połechtała moje romantyczne „ja”, wprowadzając do powieści abstrakcyjne elementy, które nadały jej nieco baśniowego charakteru. Z tej mieszanki wątków realistycznych i fikcyjnych powstała unowocześniona wersja Kopciuszka. Zgrabna, lekka, wciągająca, pełna emocji, ale i niepozbawiona trudnych tematów. Tematów, z którymi w dużej mierze się utożsamiam. W Martynie – nieco zagubionej, zahukanej, pozbawionej nadziei, odartej z marzeń – dostrzegłam cząstkę siebie. Kibicowałam tej dziewczynie do samego końca, wierzyłam w nią, bo miałam wrażenie, że patrzę nie na Martynę, a na Monikę sprzed kilkunastu lat. Chłopak, którego nie było zauroczył mnie bez dwóch zdań!
Polubiłam większość bohaterów książki – Adę, Thomasa, Katerinę, Jamesa. Bo chociaż niepozbawieni wad, przywracają wiarę w ludzi. W to, że są jeszcze na tym świecie osoby, które nie oceniają, nie definiują innych na podstawie domysłów czy pozorów, które są pełne empatii, zrozumienia dla drugiego człowieka. Takich przyjaciół, jakimi otacza się James, życzę każdemu. I takich przyjaciółek jak Ada. Jednak najbliższą mojemu sercu jest postać Martyny, w której zachodzi ogromna przemiana. Z niepewnej, pełnej kompleksów dziewczyny w pewną siebie, dojrzałą kobietę. Proces ten został ukazany dość wiarygodnie. Cieszę się, że mogłam go obserwować, a przy okazji przypomnieć sobie, jak potoczyła się moja historia.
Było warto!
Podsumowując, Chłopak, którego nie było to wciągająca powieść o poszukiwaniu szczęścia i o przeznaczeniu, które lubi płatać figle. O miłości, która zwycięża wszystkie przeszkody, i o determinacji, którą czasem po drodze gubimy. A przede wszystkim o ludziach, którzy nagle pojawiają się w naszym życiu, by ją nam przywrócić. To również historia o odwadze, o sile przyjaźni i empatii, którą dobrze by było, żeby kierował się w życiu każdy z nas. Jest to bez wątpienia jedna z ciekawszych książkowych wersji Kopciuszka. Moje pierwsze spotkanie z twórczością Elżbiety Rodzeń uważam za niezwykle udane, a powieść z całego serca polecam! Książka bez wątpienia zadowoli miłośników gatunku.
Moja ocena: 7/10
Tytuł: Chłopak, którego nie było
Autor: Elżbieta Rodzeń
Wydawnictwo: Między słowami
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 239