Główna bohaterka powieści, Greta Simpson, po trzydziestu latach wraca w rodzinne strony, do Marchmont Hall – posiadłości na wzgórzach Walii należącej do jej przyjaciela, Davida Marchmonta. To był kiedyś również jej dom, choć ona tego nie pamięta. Tragiczny wypadek spowodował u niej amnezję i wymazał z jej pamięci ostatatnie dwadzieścia lat życia. Podczas pobytu w Marchmont kobieta natrafia na tajemniczy grób. Umieszczony na nagrobku napis wskazuje, że w tym miejscu pochowany został mały chłopiec, syn Grety. To niespodziewane odkrycie uruchamia u bohaterki lawinę wspomnień. Kobieta stara się poskładać poszczególne migawki w całość, choć nie jest to proste. Kiedy wreszcie historia zaczyna nabierać kształtu, okazuje się, że pełno w niej goryczy, smutnych i dramatycznych wydarzeń oraz decyzji, które do tego wszystkiego doprowadziły.
Znów zamknęła oczy i jakby chcąc złapać ulotnego motyla w siatkę, próbowała się odprężyć, by jej synapsy go schwytały.
Akcja powieści toczy się dwutorowo. Czytelnik uczestniczy w wydarzeniach rozgrywających się w 1985 roku, obserwując życie sześćdziesięcioletniej Grety, jej powrót do Marchmont oraz zmagania w walce o utracone wspomnienia. Intensywne rozmyślania kobiety nad przeszłością przenoszą go daleko wstecz, do czasów powojennych. Tam na odbiorcę czeka świat londyńskich gwiazd filmowych i modnych klubów, wczesny debiut na wielkim ekranie i jego kulisy, trudy życia w wielkim mieście oraz poszukiwanie ukojenia na wsi, pośród malowniczych krajobrazów Walii.
Nieszablonowa, wielowątkowa fabuła, pełna niespodziewanych zwrotów akcji jest niezaprzeczalnym atutem powieści. Lucinda Riley z niesamowitą łatwością przeplata ze sobą różne wątki i zgrabnie łączy je w całość. Długi czas trzyma czytelnika w niepewności i podscyca jego ciekawość, powoli, krok za krokiem odsłaniając kolejne fragmenty rodzinnych sekretów. Lekki i przystępny styl autorki sprawia, że czytelnik z prędkością światła pochłania kolejne strony.
W książce najbardziej ujęła mnie kreacja bohaterów, dopracowana pod każdym względem. Gołym okiem widać profesjonalizm autorki, jej lekkie pióro i łatwość w przekazywaniu myśli. Każda postać stanowi ważny element historii i tak właśnie została potraktowana przez Lucindę Riley. Pisarka wyposażyła bohaterów w różnorodne charaktery i odmienne systemy wartości, tworząc barwne, wielowymiarowe, a przy tym niezwykle realistyczne postacie. Ich niedoskonałość, nie zawsze słuszne wybory, obawy, tęsknoty i uczucia – wszystko to sprawia, że nietrudno związać się z nimi emocjonalnie. To osoby z krwi i kości, niosące za sobą spory bagaż doświadczeń życiowych. Wywołują w czytelniku mnóstwo emocji, często skrajnych. Niejednokrotnie odczuwałam złość i żal wobec decyzji, jakie bohaterowie podejmowali, jednocześnie kibicując im i żywiąc nadzieje na ich szczęśliwą przyszłość. Losy Grety, Davida, Cheski, Owena, Avy i Laury-Jane skłaniają do refleksji, do zadawania pytań samemu sobie i poszukiwania odpowiedzi.
Drzewo anioła to wielowątkowa saga rodzinna opisująca perypetie trzech pokoleń, osnuta wokół postaci zagubionej Grety Simpson, jej przeszłości oraz decyzji, jakie podejmowała w życiu. Snując opowieść, autorka uzmysławia czytelnikom, że skutki naszych działań i wyborów często mają charakter długofalowy. Niekiedy mija wiele lat, zanim zrozumiemy swoje błędy i otwarcie się do nich przyznamy. Nie przed całym światem, a przede wszystkim przed samym sobą. To głęboka, intrygująca i poruszająca książka o ludzkim życiu, o zmaganiu się z samym sobą i zaistniałymi okolicznościami. To opowieść wigilijna w zupełnie innym wydaniu, ale podejmująca ten sam, niezwykle ważny temat – wartości, które powinny stać na straży naszych decyzji, bez względu na wszystko. Zdecydowanie polecam!
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ, ILE KOTWIC PRZYZNAJĘ TEJ KSIĄŻCE
- Tytuł: Drzewo anioła
- Autor: Lucinda Riley
- Wydawnictwo: Albatros
- Rok wydania: 2018
- Liczba stron: 528
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Albatros.