Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Oczywiście, że tak! Jestem tego świetnym przykładem. Może dlatego lubię od czasu do czasu sięgnąć po książkę, w której uczucie między dwojgiem bohaterów roznieca się nagle, niespodziewanie. To trochę tak, jakbym cofała się w czasie – do momentu, gdy sama poczułam iskrę namiętności. Kiedy wpadła mi w ręce powieść Pawła Witkowskiego – Kradzione pocałunki – miałam nadzieję, że będzie to niezwykła, emocjonalna podróż literacka. Czy dostałam to, czego oczekiwałam?
Czy „Kradzione pocałunki” dały mi to, czego chciałam?
Niestety nie do końca. Oczywiście miłość pojawia się w tej historii, to nie ulega wątpliwości. Jednak dojrzewające w bohaterach uczucie zostało przedstawione w dość pobieżny, pozbawiony głębi sposób. A co za tym idzie, niewzbudzający w czytelniku zbyt wielu emocji. Ciężko się przywiązać do Heli i Antka, poczuć jakąś więź z bohaterami. Paweł Witkowski nie zanurza się zbyt mocno w ich psychikę, a jedynie dryfuje na powierzchni. Przedstawia dwie różne, przeciwstawne osobowości, ale brakuje w tym jakiegoś pazura, efektu WOW. Walka charakterów jest bardzo regulaminowa, a ruchy przeciwników – przewidywalne. Zderzenie dwóch odmiennych światów przebiega według mnie zbyt łagodnie, a przy okazji trochę nudno.
Żałuję, bo…
Tło dla toczących się wydarzeń zostało nakreślone naprawdę interesująco i budzi ciekawość czytelnika. Korporacyjne obowiązki, rozmowy między pracownikami, panująca w biurze atmosfera, wyjazdy i spotkania integracyjne. Wszystko to opisane jest z dużą wprawą, sądzę więc, że autor albo ma doświadczenie w tej branży, albo przeprowadził dobry research. Do tego lekki, przystępny styl oraz szczypta humoru słownego i sytuacyjnego. To mogła być świetna historia, ale kiedy brakuje emocji, tego szczególnego napięcia, które zwykle towarzyszy odbiorcy podczas lektury, ciężko mówić o książce w samych superlatywach.
W dużej mierze ta powierzchowność wynika z obszerności całej historii. Na zaledwie 160 stronach autor próbuje zmieścić jak najwięcej: samopoczucie Antka w nowym miejscu pracy, nieśmiałe i powolne wnikanie młodego mężczyzny w korporacyjny światek, miłosne podchody Heli. A oprócz tego pojawiają się wzmianki dotyczące rodzin głównych bohaterów i relacji w nich panujących. Podejrzewam, że gdyby autor rozwinął nieco każdy z wątków, całość nabrałaby bardziej wyrazistych kształtów.
Podsumowując
Nie mogę powiedzieć, że Kradzione pocałunki to zła lektura. Patrząc na nią przez pryzmat debiutu, uważam, że autor całkiem dobrze sobie poradził. Ta historia ma potencjał, którego Paweł Witkowski nie wykorzystał w pełni. Liczę, że kolejne powieści spod jego pióra okażą się lepsze i bardziej wnikliwe. Natomiast o tej pozycji mogę powiedzieć, że jest przyjemna, choć krótka. I może nie pozostanie w pamięci na dłużej, ale z pewnością poprawi nastrój i pozwoli oderwać się na moment od codzienności.
Moja ocena: 6/10
Tytuł: Kradzione pocałunki
Autor: Paweł Witkowski
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2021
Liczba stron: 164
Recenzja powstała przy współpracy z portalem Papierowe Motyle.
Dla mnie w książce emocje to bardzo ważny element, więc jeśli tu ich zabrakło, to raczej nie sięgnę po tę książkę.
Raczej nie przeczytam tej książki, ponieważ lubię powieści wzbudzające emocje