Twórczość Colleen Hoover planowałam poznać już dawno temu, ale plany to jedno, a ich realizacja – drugie. Gdyby doba miała więcej niż dwadzieścia cztery godziny, ta chwila z pewnością nadeszłaby wcześniej. Ostatecznie to właśnie Maybe someday było pierwszą książką tej amerykańskiej autorki, po jaką sięgnęłam. Czy uważam to spotkanie za udane? Czy czuję się zachęcona do tego, by przeczytać pozostałe pozycje, które wyszły spod pióra Hoover? Być może… Odpowiedź wcale nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać.
Kilka słów o fabule „Maybe someday”
Sydney studiuje, pracuje, ma chłopaka oraz przyjaciółkę, na którą zawsze może liczyć. Wszystko zmienia się w dniu dwudziestych drugich dziewczyny. Jej poukładane życie rozpada się na kawałki. Syndey dowiaduje się, że Hunter ją zdradza, więc zrywa z chłopakiem, pakuje walizkę i opuszcza wspólne mieszkanie. Zostaje sama, bez dachu nad głową i nie ma gdzie się podziać. Z pomocą przychodzi mieszkający naprzeciwko sąsiad. Ridge jest gitarzystą we własnym zespole muzycznym. Ma duży talent, ale właśnie przechodzi kryzys twórczy. Chłopak proponuje dziewczynie pokój w zamian za pomoc przy pisaniu tekstów piosenek. Dziewczyna po długich namysłach zgadza się na propozycję. Wkrótce pojawiają pierwsze efekty wspólnej pracy – nowe utwory. Sydney i Ridge spędzają ze sobą coraz więcej czasu. Muzyka ich jednoczy, zbliża do siebie nawzajem, wypełnia ich serca pragnieniem bliskości. Problem w tym, że Ridge od kilku lat ma dziewczynę, którą również darzy uczuciem…
Odrobina sztampy nie zaszkodzi?
Fabuła książki oparta jest na dość powtarzalnym schemacie. Dwoje młodych ludzi, każde z własnymi problemami, których ścieżki nagle się krzyżują. Wzajemna pomoc przeradza się najpierw w przyjaźń, a później w coś więcej. Jednak to uczucie nie może w pełni rozkwitnąć, bo… jest ktoś trzeci. Brzmi znajomo, prawda?
Mimo to Hoover udało się mnie zaciekawić. Wszystko za sprawą nietuzinkowych bohaterów, których losy przedstawione zostały na kartach powieści. Są to postacie interesujące, posiadające wady, zalety, tęsknoty i słabości. Czytelnik z zaangażowaniem śledzi ich losy, zagłębia się w myśli i uczucia, rozważa sensowność podejmowanych decyzji. To niezwykłe osobowości, które wręcz magnetyzują odbiorcę, zmuszają do przeanalizowania różnych kwestii. Niezwykle ciekawe jest również ich spojrzenie na muzykę, sposób, w jaki oddają się swojej pasji. Pisarka ukazała to w subtelny i niezwykle sugestywny sposób.
Emocje
Maybe someday to opowieść przede wszystkim o emocjach, jakie często towarzyszą osobom wkraczającym w dorosłość. O miłości, przyjaźni, potrzebie bliskości i akceptacji, odpowiedzialności za drugiego człowieka. O sercowych rozterkach, które nie zawsze da się rozwiązać w prosty i bezbolesny sposób. Czytelnik, śledząc losy bohaterów, wkracza w ocean uczuć – namiętność, smutek, żal, bezsilność, tęsknota to tylko ich garstka. Można powiedzieć, że emocje są trzonem powieści, spoiwem łączącym poszczególne wątki, a przy tym – elementem, który nadaje charakteru całej historii.
A co z finałem?
Będę szczera, zakończenie nie powaliło mnie na kolana. Spodziewałam się jakiegoś elementu zaskoczenia w finałowych scenach, czegoś, co zmąci mój spokój, wywoła stan emocjonalnego napięcia. Tym bardziej że akcja powieści toczyła się spokojnym, miarowym tempem i pozbawiona została silnych wstrząsów czy ostrych zakrętów. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Musiałam się zadowolić do bólu przewidywalnym, słodkim happy endem. A szkoda!
Reasumując
Mimo pewnych niedociągnięć Maybe someday wypada całkiem nieźle. To opowieść godna uwagi, która powinna zadowolić miłośników gatunku new adult. Przepełniona muzyką i emocjami historia o miłości, pożądaniu i o moralnych dylematach. Historia, która pokazuje, że człowiek ma do wyboru dwie drogi. Może iść za głosem serca lub słuchać podszeptów rozsądku i podążać w ich kierunku. Niezależnie od tego, którą ścieżkę wybierze, zapewne i tak nie obędzie się bez ofiar. Bo miłość jest pięknym uczuciem, ale też niezwykle trudnym, skomplikowanym.
Polecam, jeżeli nie przeszkadza wam brak zaskakującego, wstrząsającego finału. Ja nie mówię „nie” twórczości tej autorki, a na pewno zamierzam przeczytać kontynuację – Maybe now. Maybe not.
Moja ocena: 7/10
Tytuł: Maybe someday
Autor: Colleen Hoover
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2015
Liczba stron: 440
Bardzo lubię książki tej autorki. Ta jeszcze przede mną. 😊
A którą książkę Hoover mogłabyś mi polecić? Na dniach zamierzam zabrać się za „Maybe now. Maybe not”, ale nie mogę się zdecydować, co dalej. Doradź mi coś proszę! 😊
Hm, nie moja broszka, może dobrze bo recenzja bardzo fajnie napisana, ale mz zdradza ciut za dużo z fabuły 😉
Czy ja wiem 🙂 To co opisałam w pierwszym akapicie, to dopiero początek historii 🙂
Do tej pory przeczytałam tylko dwie książki tej autorki, ale nie śpieszno mi do jej twórczości. Chodź ostatnio widzę jej nowe książki i jestem ich coraz bardziej ciekawa.
Ja dopiero rozpoczęłam przygodę z twórczością Hoover, mam nadzieję, że kolejne książki tej autorki okażą się jeszcze lepsze 😊
Osobiście nie trawię Hoover. Wiem, zjedzą mnie teraz fanki ale dla mnie jej książki (a sięgnęłam po 3 różne żeby mieć obraz tego, co czytam a nie się tylko jedną sugerować) są beznadziejne. Moja koleżanka, która zaczytuje się w tego typu powieściach jak jej dałam właśnie Maybe someday, to po 100 stronach chciała mnie zamordować i książkę wyrzucić przez okno.
Ja jeszcze nie jestem w stanie ocenić, czy lubię twórczość Hoover, czy nie lubię. Jedna książka to za mało, żeby wydać jednoznaczną opinię. Przeczytam jeszcze jedną lub dwie powieści, żeby zyskać pewność 😉
Uwielbiam książki Hoover, to jak ona piszę to bajka, a kreacja bohaterów również bardzo udana. Polecam kolejny tom tej serii 😉
Już zaczęłam czytać. Zobaczymy, jak dotrę do finału. Na razie nie mówię „nie” twórczości tej autorki 😉
Ja odpuściłam sobie tą autorkę po „Ugly love”. Nie przypadła mi do gustu i raczej już nie wezmę się za żadną jej książkę 😉
Jeju, ja nad tym tytułem tak płakałam… Ale w sumie fajne jest to, jak różnie odbieramy te same książki. 😉
Prawda? To pokazuje że każdy z nas jest inny, na różne rzeczy inaczej patrzy i często na co innego zwraca uwagę. To fascynujące, jak różne opinie może wywołać jedna książka. 😉
„Maybe Someday” to pierwsza książka autorki, którą przeczytałam i się wręcz zakochałam w jej twórczości 🙂
Nazwisko autorki świetnie kojarzę dzięki blogosferze książkowej, ale jakoś samych książek nie mam ochoty czytać – nie mój gatunek.
Znam tę autorkę, jednak jeszcze niczego od niej nie czytałam. Może kiedyś…